wtorek, 8 kwietnia 2014

Co z tą filozofią?

    Może to mądrość życiowa, może dowód otępienia, co przyszło wraz z ubóstwem.

    Niezaradna już nie umie dyskutować o filozofii.

    Kto przy zdrowych zmysłach dyskutuje o filozofii? Jaki zjadacz chleba ma głowę do takich bzdet, jeżeli nie siedzi w szkole/na uczelni/cholera wie, w jakim innym dziwnym miejscu?

    Ktoś, kto się mieni elitą, teoretycznie powinien głowę do tego mieć. A społeczeństwo elit potrzebuje. Nie, nie będzie tu teraz wykładu dlaczego. Prościej byłoby napisać, jak brak elit wpływa na obecną denną kondycję duchową społeczeństwa, ale Niezaradna jest za mało mądra, by bawić się w publicystykę blogową.

    Konkrety zatem, jak to u Niezaradnej. Fajnie jest czasem od rzeczywistości biedowej odskoczyć i pogadać o... cholera, o filozofii. Albo o uczuciach, albo o estetyce. A wszystko to pod pretekstem omówienia kolejnej książki, którą się gremialnie w umówionym gronie przeczytało. Niezaradna ma takie grono. Sama go nie skrzyknęła, za bardzo jest na to socjofobiczna i sceptyczna. Grono skrzyknęła kuzynka Niezaradnej, Entuzjastka. I grono już 5 lat czyta książki, potem siada i gada. Można by to nazwać dyskusją, ale bywa, że za dużo wina się leje. Albo Niezaradna za mało go wypije. Na spotkaniu w wieczór sobotni nie wypiła nic, bo leki sreki i inne takie tam. Może to przez to.

    Na początek zapytano kurtuazyjnie o Niezaradnej zdrowie. Głupia Niezaradna pomyliła to z życzliwością i palnęła, że się boi. Bo może okazać się, że już nie będzie na prawe ucho słyszeć, a to cholernie dyskomfortowe jest. No to dostała za swoje. bo dyskusja toczyła się tego wieczoru wokół książki "Kuracja według Schopenhauera".

   Szybko usłyszała, że tkwi w błędnym myśleniu. Wznieść się ponad ten problem, nie żyć przyszłością, a cieszyć stanem właśnie przeżywanym.... Spotkaniem, dyskusją, tym, co się z niej wynosi... - oto, jak powinna czuć Niezaradna. Nie było to dla niej jeszcze niczym odkrywczym, bo horacjanizm z jego "carpe diem" polubiła już w szkole. I z założeniem cieszenia się spotkaniem przyszła. Bo na spotkaniach zawsze głośno jest, lewe ucho wystarczy, by całokształt dyskusji wyłuskać. I nie myśli się o tym, że zastrzyki póki co nie dają efektu, tylko czeka na mądre słowa i myśli inspirujące.

   Kurwa, minęła godzina i nic nie inspirowało. A w drugiej zaczęło wkurwiać.

   Jesteśmy mrówkami, cóż znaczy nasza krzątanina z perspektywy kosmicznej... I wszystkie myśli i idee już były...  Czy to znaczy, że nie możemy rozkminiać od nowa? A czemu nie?... Bo czy życie może być szczęśliwe? Cóż znaczy życie szczęśliwe? Czy człowiek powinien śmierci się bać? Jak to jest, że życie ciągle nas nie zaspakaja? Mamy tak wiele i szukamy ciągle, niedosyt czujemy... Postawić sobie cele można i dążyć do nich, to nas uszlachetnia: nie osądzać, nie narzekać, być wdzięcznym...

    Bla, bla, bla, bla... Niezaradna poczuła, że nie może już. Że rozsadzi ją zaraz. I choć miała ochotę nawrzucać gęsto kurew i towarzystwu podziękować za dalsze tracenie cennych godzin swego życia, nagle przemówiła: Ale ja jestem szczęśliwa. Nie myślę za wiele. Żyję z dnia na dzień. I jak byłby koniec świata, umarłabym szczęśliwa i spełniona, ciesząc się, że moje dzieci są blisko i wiem, że umierają szczęśliwe, bo jeszcze nikt nie zdążył ich poważnie zranić, a prędzej czy później poczują ten ból i przeraża mnie to. I nie stawiam sobie nierealnych celów.

   Zgroza ogarnęła towarzystwo, a Kuzynka-Entuzjastka wykrzyknęła wielkim głosem: Nie, ty nie jesteś szczęśliwa! To jest niemożliwe! Ty wyglądasz, jakbyś przeżywała głęboką depresję!

   Niezaradna ze spokojem oznajmiła, że to, iż jest introwertyczką, nie oznacza, że ma depresję. I że jedną ze składowych jej szczęścia, jest wtłoczenie sobie po latach poczucia zwisu wobec tego, co myślą sobie na temat jej stanu postronni.

   Czy Niezaradna jest szczęśliwa?

   No, cholera, ostatnio jest.

   Też nie wierzycie?

   Taaak, problemy zdrowotne. Ale - tak naprawdę Niezaradna nie wierzy, że już nie będzie słyszeć na to biedne ucho prawe. W odeszły właśnie w niepamięć poniedziałek, Niezaradna słyszała coś tam przez szum, a to lepiej niż w sobotę wieczorem,  wśród oparów pseudofilozofii.

  Taaak, niestabilny układ z Jeszcze Mężem. Ale - ciągle trwa. Niezaradna nie czyniła postanowień w szpitalu. Nie werbalizowała, co czuje. Patrzyła. Jeżeli z tego patrzenia wyniknie niechęć do marnotrawienia czasu - to dobrze. Na razie oboje - i Jeszcze Mąż, i Niezaradna - starają się nie tracić czasu. A to już bardzo dużo.

  Taaak, bieda. Ale Dwójka jest zdrowa - pomijając może szczegół, że Świrus chyba właśnie zaczął różyczkę i pewnie podzieli się nią z Gburką, a może i z połową swej grupy w przedszkolu, w którym w ten jeden poniedziałek po miesiącu przerwy się zjawił - naprawdę to rasowa, zdrowa Dwójka fajnych ludzików. Naprawdę biedoodpornych.

  A finanse... Niezaradna nie wie jak, ale w tragicznym finansowo lutym popełniła nadpłatę za przedszkole (jakim cudem??? pieprzyć to, cieszyć się!). Otwarcie poczty służbowej spowodowało zniknięcie Niezaradnej z normalnego obiegu świata do godziny 2 w nocy, ale być może zaowocuje to zarobkiem rzędu 120 zł i jeszcze fajnym gadżetem dla Dwójki, którego Niezaradna nie tylko nie byłaby w stanie sama kupić, ale i do głowy, by to jej nie przyszło.

   Bo bieda jest... kreatywna! Obywa się bez gadżetów i daje radę. O czym pisałaby to Niezaradna, gdyby nie bieda? I czy Niezaradna cieszyłaby się tak bardzo z głupot, gdyby nie bieda?

  Tylko ta filozofia...

 

 

 
  Jeżeli Niezaradnej nie chce się tracić na nią czasu - to zubożenie materialne poszło w parze z duchowym? Stała się bezmyślną kurą domową i już na zawsze będzie nielotem?

  Jeżeli Niezaradnej nie chce się tracić na nią czasu - to znaczy, że doszła do mądrości? I wie, że nie warto tracić resztek nocy, gdy już zaraz czwarta, a o ósmej musi być w przychodni?

  I czy to realne? Wstanie do tej przychodni?

  Proszę wybaczyć ten wpis. Niezaradnej łomotnięto w na pół ogłuszony, otępiały od leków łeb cięzkim kalibrem - filozofią.

 Musiało z niej zejść.
 

7 komentarzy:

  1. Widzę że Twoi rozmówcy tej książki nie przeczytali, jeżeli na jej podstawie wyciągają takie wnioski...
    Ale temat gładki do 'filozofowania" bez pojęcia o filozofii więc się nie dziwię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci coś: to ja nie przeczytałam książki. Bo nikt mi tym razem nie pożyczył, a jestem jedyną osobą z tego grona, której nie stać na kupowanie nowej książki co miesiąc. Zwłaszcza, gdy nie jestem pewna, czy mi się spodoba.

      Inni przeczytali. Ale i tak miałam wrażenie solidnego nadużycia na podstawie tego, co czytałam o Schopenhauerze.



      A, i Kuzynka-Entuzjastka studiowała filozofię zaocznie. Zatem teoretycznie ktoś tam zna się na filozofii.

      Teoretycznie.

      Usuń
  2. Ludzie często myślą, że jeśli ktoś nie nawija na okrągło o tym jak mu dobrze, to znaczy, że mu źle. Ja na szczęście też powoli uczę się poczucia zwisu wobec tego. Z resztą tu często sprawdza się powiedzenie o krowie, która dużo ryczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudna nauka ten zwis. Zawsze okazuje się, że jednak coś jest do nauczenia ;).

      A z ryczącą krową - właśnie.

      Usuń
  3. oj, Niezaradna, jak ja Cię lubię za ten dystans i tę perspektywę :) mimo że Ci tak szczęśliwie z bidą, to jednak życzę trochę mniej bidy w tym miesiącu. tak, co by trochę urozmaicić i unieszczęśliwić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co? No dobra, mogę trochę pocierpieć dla dobra sztuki.

      Kaso, zapraszam! I zdrowie!

      Chyba coś się dzieje w tym kierunku, bo u Świra to jednak nie różyczka, tylko uczulenie.

      Teraz czekam na kasę jeszcze. Jasne, napiszę, jak mnie unieszczęśliwi :).

      Usuń
  4. Tekst jak zawsze świetny.Dystans do świata i filozofia tumiwisizmu to właśnie szczęście w marnym naszym żywocie.

    OdpowiedzUsuń