piątek, 4 kwietnia 2014

Jeszcze parę migawek

    Jeżeli siedzi się w przychodni, nie ma co liczyć na solidarność między pacjentami. Może nawet zdarzyć się tak, że ten, kto jest ostatni, nie przyzna się do tego. I tuż przed wejściem do gabinetu, naskakuje na człowieka wzburzona grupka, która przecież była przed nim. Tylko skąd o tym wiedzieć, gdy gabinetów jest kilka? Wszyscy siedzą z martwym wzrokiem wbitym w przestrzeń, nie zajmują myśli ani gazetą, ani nawet grą na telefonie. A ten, kto siedzi z książką, budzi bierny opór, bo jest jakiś dziwny. Współpacjenci często się nie lubią. To migawka z zeszłej środy, gdy Niezaradna siedziała w przychodni.

    Jeżeli jest wymóg, aby była winda, to wcale nie znaczy, że kobieta o kulach nie będzie się taszczyć po stromych schodach. Winda jest zamknięta na klucz, klucz jest zamknięty w szafce u pani w rejestracji. Całość jest tak nieprzystępna, że onieśmielony niepełnosprawny raczej nie ośmieli się nalegać, by dostać się do windowego sezamu. Jeżeli w poczekalni siedzi Niezaradna, zbyt otępiała bólem, by mieć opory, to dopomni się o windę, by kobieta o kulach nie wędrowała po schodach w dół. Pani z rejestracji wytoczy się zza okienka, sprowadzi windę, która w tempie dostojnym odbędzie ten kurs z pierwszego piętra na parter. Potrwa to uczciwe 10 minut, ale może o to chodzi, by należycie docenić fakt, że ta winda to nie atrapa? To też migawka z przychodni.

    Jeżeli ma się skierowanie z dopiskiem "pilne"... już dobrze wiecie, że to nic nie znaczy. Przed izbą przyjęć w szpitalu można usłyszeć, że nie wiadomo. Przyjmą, nie przyjmą... może trzeba będzie zaczekać przez weekend. Nie, nie powinno się pogorszyć. RACZEJ nie. Pal licho nawet znajomości, pani poczeka, za półtorej godziny lekarz powinien być. Pani sobie posiedzi na korytarzu. Pani czeka przed zamkniętymi drzwiami, bierze w rękę komórkę. Na szczęście ma na niej Radio Maryja dla tych młodszych, czyli fejs - na nim najłatwiej traci się czas. A pani o niczym nie marzy, jak o utraceniu tego półtorej godziny z życia, by nie czuć, że to półtorej godziny i na ból się znieczulić. Na szczęście Newsweek rzuca linkami do całych artykułów, a ten o Darrenie Aronofskym  jest bardzo ciekawy. O, wiadomość. Niespodzianka. Przyjemna niespodzianka. Nad wyraz w porę, mało co dociera, ale to dociera. O, jeszcze jedna wiadomość. Jak dobrze, dłuższa rozmowa. Nie myśli się, usiłuje się skupić na tym, by trafić w dotykową klawiaturę... Korzyść z pobytu w szpitalu. Nauka obsługi smartfona-koszmaru. Tak mijają dwie i pół godziny. Przybyło jeszcze dwóch pacjentów ze skierowaniem na oddział laryngologiczny. Ci wiedzą tylko tyle, ile im Niezaradna sprzed izby przyjęć powiedziała. Lekarz będzie. Tak, miał być o 9.05. Tak, jest już 10, ale chyba będzie, tak powiedział, że będzie... Czekać trzeba. Współpacjenci w szpitalu czasem się solidaryzyją. Ale tylko Niezaradna ma komórkę z fejsem. Reszta siedzi i czeka. Niezaradnej czas mija szybko. Prawie szybko. W końcu udaje się zostać jednym ze szczęśliwców załapującym się na łóżko laryngologiczne na oddziale chirurgicznym. To migawka z piątku przed południem.

    Na co można wyrzekać w szpitalu? Oprócz tych z Służby Pogardy, jeszcze na to, czym karmią. Wielka niespodzianka! Wyrzekanie na jedzenie byłoby solidnym nadużyciem. Catering. Szczęściarz, który wygrał przetarg, stara się bardzo, by nie podpaść, Jedzenie jest świeże, obfite i różnorodne. Jasna sprawa, ktoś wyrzekał będzie. Ale nie ten, kto ma świeże porównanie. Niezaradna regularnie wypuszczała Jeszcze Męża z prowiantem, którego było nadto, bo ludziom ciężko uwierzyć, że w szpitalu jest co jeść. Pewnie dlatego, że nikt nie kradnie ze szpitalnej kuchni. Czysto, higienicznie i smacznie. Szok. Migawki z całego pobytu - chwile po otwarciu trzy razy dziennie styropianowych pudełek. Zawsze radosne zdumienie.

    Służba Pogardy - nie, nie w 100%. Czasem to naprawdę Służba w Niełatwej Sprawie jest. Jasne, że nie każdej pielęgniarce powie się, że boli. Bo zaryje wenflonem tak boleśnie, że poboli jeszcze mocniej. Poczeka się wtedy na wieczorną zmianę. Na pielęgniarkę, która tę wielką strzykawę wtłoczy powoli i bardzo delikatnie podłączy kroplówkę. Dziękuję się jej wylewnie pięć razy. Bo to takie ujmujące. Migawka z niedzielnego wieczoru.

    Wypis. W zasadzie nie ma jeszcze wypisu. Ale jest ostatnie spotkanie z zawsze nieobecnym "ordynatorem laryngologii". Czeka się na nie dwie godziny, można się wyspać po zmianie pościeli o 6.30. Potem już wreszcie słyszy się: nich pani łapie doktora, bo zaraz zniknie. I łapie się go. Dostaje się receptę. Dwa razy dziennie krople, dwa razy dziennie tabletki. Wizyta kontrolna? Nie, nie trzeba? Nie słyszy pani? Czekać, czekać... W końcu pani usłyszy. Samo przejdzie. Migawka z poniedziałkowego przedpołudnia.

    Jest czwartek. Pani ni w cholerę nie słyszy. Za to dziwnie się słania po zażywaniu lekarstwa. Może to osłabienie ostatnio przyjmowanymi dawkami antybiotyków? A może fakt, że jak wyczytuje Niezaradna na ulotce, lek mocno nie współgra z tym, który musi zażywać z powodu choroby przewlekłej. Że może spowodować nawroty choroby przewlekłej?... Przecież Niezaradna informowała o branym na stałe leku... Ale House nie kazał ufać pacjentom... Pacjentom? Chyba lekarzom też nie? Czytajcie ulotki, nim zażyjecie, bo lekarz tak kazał. Migawka z czwartkowego popołudnia.

   W piątkowe przedpołudnie Niezaradna powędruje jednak na wizytę kontrolną, bo ma już dość. Lekarzowi w przychodni ufa. A deficyt słuchu jest najbardziej bolesnym ze wszystkich, jakie ją w ostatnich czasach dotknęły.

    Jeszcze dziś na fejsie wpadło jej w oczy coś takiego:

    Jestem świeżo po wizycie u "specjalisty" w Szpitalu Dziecięcym w Toruniu. Mój synek dostał skierowanie na izbę przyjęć od pediatry (zapalenie ucha, dwukrotne krwawienie, podejrzenie szkarlatyny). Został zbadany przez dr ..... Na wstępie usłyszałam, że przyjechaliśmy niepotrzebnie, ponieważ pęknięcie błony bębenkowej to "żaden problem", poskarżyła się także, że "pediatrzy ciągle kierują dzieci z zapaleniem ucha do szpitala", zamiast sami się nimi zająć. Kiedy powiedziałam, że pediatra dała nam skierowanie do laryngologa, aby oczyścił ucho (pełne zaschniętej krwi), powiedziała podniesionym głosem: "niech sama sobie czyści, ja zapiszę kropelki". Do tej pory nie zetknęłam się z zapaleniem ucha, więc nie wiem, na ile pani doktor zna się na swoim fachu, niemniej jednak jej zachowanie było wyjatkowo chamskie, nie mówiąc już o tym, że cała wizyta trwała może 5 minut. Po takich doświadczeniach z państwową służbą zdrowia, która ma pretensje, o to, że zakłócam jej wypoczynek w godzinach pracy, zastanawiam się, czy nie zabierać ze sobą dyktafonu na wizyty, bo przecież w coś takiego aż trudno jest uwierzyć. 

   No tak. Patrząc z tego punktu widzenia, nie ma się nad sobą co rozczulać. Ale Służba Pogardy trafia się dzieciom. I to powoduje, że można znów tylko kląć. 

  
  Następny wpis będzie inny. Następny wpis będzie pozytywny. Koniec z rzeczami, wobec których można tylko kląć. 

  Może szpital łatwiej by z Niezaradnej zszedł, gdyby poszła sobie głuchota. Ale trzyma cholera całe prawe ucho. Oby do jutra. 









   

 

5 komentarzy:

  1. dobrze, że czytać możesz :) Ty sobie wyobrażasz co to by było, gdyby sie w kolejkach nawet poczytać nie dało? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Np.do okulisty ;) tam to musi być nagromadzenie frustracji

      Usuń
    2. Oszalałabym, jakby czytać się nie dało. Coś trzeba robić. Mam tak mało rzeczy na przyjemności, że wykorzystuję nawet moment, gdy Jeszcze Mąż wychodzi na chwilę przerywając film. Zawsze mam przy sobie gazetę, książkę - co jest. On wydziwia, że nie mogę wysiedzieć spokojnie dwóch minut, a ja wiem, że własne myśli interesują mnie o tyle, o ile przelewam je gdzieś albo jestem zmuszona poświęcić im uwagę - bo odkurzam na przykład. Ale gdybym była sprzątaczką, miałabym słuchawki na uszach na 100%. Wizja słuchania audiobooków całymi godzinami, to dla mnie jeden z walorów tej roboty, co doprowadza do szału Jeszcze Męża, który nie chce słyszeć o takim zwrocie w karierze ;).


      skakAnka, kolejka do okulisty nad wyraz sfrustrowana, choć nie wszyscy nie mogą czytać. Wraz z frustracją narasta agresja - ostatnio rozjuszyłam jednego pana, gdy wemknęłam się po receptę do gabinetu mej matki - okulistki ;). Przepraszałam, wyjaśniałam... A moja matka akurat naprawdę nie należy do tych każących czekać, na moje - jest wręcz pracoholiczką. Ale to na moje, z perspektywy pacjenta - inaczej.

      Usuń
  2. Kurczę, co z tym Twoim uchem? Daj znać czego się dziś dowiedziałaś. Mam nadzieję, że to nie wpłynie na obietnicę o pozytywnym wpisie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O uchu nie da się na wesoło :(.

      Dziś podczas wizyty u innego laryngologa dowiedziałam się, że:
      - nie powinnam być wypisana ze szpitala w stanie, w jakim byłam
      - lek za 50 zł, który wykupiłam z recepty "ordynatora", mogę sobie wsadzić, bo jest niepotrzebny
      - okazało się, że nie słyszę, bo mam w uchu wielką opuchliznę, nie strupek, jak powiedział "ordynator". Na zejście tej opuchlizny zapisano mi 5 zastrzyków. Jestem po pierwszym, póki co - bez zmian.
      - do wtorku powinnam się dowiedzieć, czy zacznę słyszeć na to ucho. Jeżeli nic się nie zmieni - w środę badanie słuchu i ... reszty się boję :(.

      A wpis pozytywny będzie i tak, bo - jak mówił Twardowski - jak Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno :). Trzeba pozytywy zatem naświetlić.

      Usuń