piątek, 31 stycznia 2014

Jak się wychowuje dzieci biedoodporne, cz.3

   Się słucha. I telewizji się nie zakłada. W ten sposób, Czytelnicy mili, można masę kasy zaoszczędzić. Na wszystkich cyfrówkach, kablówkach i innych takich - jedna sprawa. Na rozlicznych rzeczach, których nie kupicie, bo nie znacie reklam - ooo, to morze spraw.

   Gburka, dziecko bez dostępu do TV, wybiera sobie idoli niekonwencjonalnych. Czasem. Konwencjonalni też są, bo brak TV nie równa się brakowi bajki na ekranie na dobranoc. Nie bądźmy ortodoksami. Czytelnicy. Świrus ma idoli głównie niekonwencjonalnych. Wszystkim im przewodzi niekonwencjonalny: siostra.

    Jeżeli Gburka po ujrzeniu pierwszego przed świętami obrazka ze stajenką na wieki wieków stała się Marią, samą oną, matką Jezuska - jasne, że Świr stał się tatusiem Jezuska. Tatusiem? Dogmaty odsuńmy na bok. Nie czas na to.

   Ich pierwszy bal. Rzecz epokowa. Jeszcze Mąż, jako głowa rodziny zubożałej, za punkt honoru stawia sobie cel, by Dwójka nie poczuła się zubożała w zadowolenie ze swego dzieciństwa - na przekór brakom. Wydarzenia towarzyskie, gdzie się trzeba zapodać, napawają Jeszcze Męża pewnością, że trzeba zapodać maksymalną gotowość na poświęcenia. Kasy.

   Niezaradna widzi to inaczej. Sprzyjające jest, że Dwójka woli iść pod prąd i nie poddaje się ogólnym entuzjazmom.

   Stylizacje by Niezaradna - ku inspiracji:



Heloween: kapelusz - sklep wszystko za 3,50
                 golf - Lidl
                 czarne leginsy - PIK
                 szata - nazwijcie to upcyklingiem, poczujcie się światowcami. Pochodzenie szaty: płaszcz wieczorowy Niezaradnej z lumpeksu. Marka C&A. Pociachany stosownie do miary, guzik przeszyty stosownie do miary. Malowidła - pajęczaki oraz runy w układzie dowolnym wykonane korektorem.

Stopień zadowolenia w skali 10/10: 0. Świr nie cierpi przebieranek. W cokolwiek, kiedykolwiek.




  Bal karnawałowy: sukienka - po cioci M., zdaje się że Eagle Eye, ważne, że niebieska
                              pieluchy tetrowe - sztuk 3 (welon, dwie pozostałe tworzą wierzchnią tunikę)
                              rajtuzy - no name
                              szal - matki, no name, pełni rolę chusty do noszenia na plecach Jezuska.
                              wsuwki z białymi kwiatkami - sztuk 2

Stopień zadowolenia w skali 10/10: 10. Być matką boską? Pełnia szczęścia? Jezusek na plecach? Ekstaza.


   Wszelkie protesty w związku z jakością fotek nie zostaną uwzględnione. Niezaradna nie obiecywała dobrych, to raz. Dwa, jako jednostka niezaradna, nie umie obrabiać zdjęć, by zasłonić twarze Dwójki. Poza tym - to tylko inspiracja, nie macie kopiować, tylko wysilić wyobraźnię. Jest ona w stanie biedy niezbędna, by jakoś przeżyć.

Jej pierwszy raz

    - Bank nie autoryzuje pani karty... - kasjerka była bardzo miła, uśmiechała się z daleka. To fajny sklep, dobry sklep, jedyna mąka żytnia w mieście to tu, jeszcze na dodatek tania ta mąka... - Nie mogę wykonać tej transakcji.

  - Ojej... Przepraszam najmocniej, wzięłam nie tę kartę... - taaa, jakby istniała jakaś inna. Jest tylko ta jedna, to jedno konto, na którym zostało 18 złotych. No bo jakby mogło być inaczej, Niezaradna zahaczyła już o aptekę, Świr dziś zagorączkował, trzeba znów... - Przepraszam. Zapłacę osobno za część gotówką, za resztę kartą. W portfelu 30 złotych podebrane od Jeszcze Męża.

  - To ile mam naliczyć na kartę? - pani ciągle jest miła, tu kupują nadziani klienci, tacy sobie mogą pozwolić na roztargnienia i inne fanaberie. To Dziura, jak gdzieś jeszcze zachował się przyczółek dla nadzianych, trzeba ich tu przyciągać.

  - Dwadzieścia złotych... - 20 zł? Jakie 20 zł, kretynko?! Masz 18, masz tylko 18! No tak, ale jeszcze o tym nie wiesz. Wolno liczysz, nie?

  - Bank nadal nie autoryzuje karty - pani jest ciągle grzeczna, ale chyba już znużona. Tu jest mały ruch, w tym sklepie. Muszą znosić nawet najdurniejszych klientów, by nie paść. Zatem pani znosi. Również kolejną kwestię:

   - Ojej,,, to ja będę musiała coś wycofać, przepraszam bardzo... Bo mam tylko trzydzieści złotych w portfelu, a pomyliłam kartę... - taaaa... Kasjerka swoje wie. Ale jest miła, miła.

   Żegnamy: dżemy (były okazyjnie...), ziarna słonecznika (do chleba miały być...) i... uff... wszystko. Niezaradna miała choć tyle rozumu, by nie brać dużo, bo uświadamiała sobie, że ma mało.

    Forsy, forsy, forsy!!! Nie ma forsy, świat to zobaczył. Niezaradna wystawia wreszcie Lagerfelda pod młotek. Za bezcen, za tycią część wartości. Lepszy wróbel w garści niż tysiąc złotych na widoku. Może zajrzeli tu jacyś Czytelnicy nadziani? Może chcecie Lagerfelda? Piękny jak sen jaki złoty! Tani skandalicznie!



   I wiele, wiele innych tanich skandali Niezaradna zaoferuje Wam, tylko dajcie znak...

   Publiczność przy kasie, kiedy kasy brak, to nie najbardziej upragniona publiczność. Czytelnicy zubożali: liczcie dobrze. Tyle rad.

   A jeszcze jedna. Chleb na zakwasie to oszczędna opcja, a ratuje bezrobotne samopoczucie zapachem pieczonego chleba. W Waszym zubożałym domu najbardziej kultowy zapach świata. Warto piec. Tylko znajdźcie najtańszą mąkę żytnią! To ta:






   


środa, 29 stycznia 2014

Dysproporcje narastają w tempie...

   Jak długo Jeszcze Mąż będzie Jeszcze Mężem? Niezaradna lęka się, że może już nie tak długo.

   Cóż dzień przyniósł? Dwójka była w przedszkolu. Niezaradna ściemniała przy kompie, tak bardziej przysypiając niż co innego. Wreszcie stwierdziła, że zarywanie nocy nie sprzyja pracy nad czymś, co śmiertelnie ją nudzi. I porzuciwszy pozory pracy nad tekstem, który podesłano jej do korekty, rzuciła się z lubością w chmury piernatów, których profilaktycznie nie sprzątnęła. Miała pospać godzinkę i potem z entuzjazmem przystąpić się do gorliwej pracy. Entuzjazm, to by ładnie brzmiało. Realia miały sprostać temu, by pracować. Choć. Coś.

   Ale pospała godziny pół. Telefon zbudził ją i głosem Jeszcze Męża oznajmił, że zeszłotygodniowa fucha dla pani rektor z miasta wojewódzkiego okazała się wielkim sukcesem. Nie tylko przyniesie kasę wyższą niż pensja Jeszcze Męża w pracy oficjalnej, ale ciąg dalszy nastąpi. CV, zlecenia, uznanie i szacun. Wszystko to dla niego, Jeszcze Męża. Jeszcze. Niezaradnej. Męża.

   Niezaradna słuchała i opadał z niej sen. Wyraziła uznanie. A gdy skończyli rozmawiać, legła w piernaty raz jeszcze, choć już nie zasnęła. I rozległ się telefon. Głosem miłej pani oznajmił, że to wydawnictwo takośsmakoś. Niezaradna przez jedną szaloną sekundę uczuła, że to jest Ten Dzień. Szacun i uznanie dla Jeszcze Męża. I szacun i uznanie dla Niezaradnej. Od wydawnictwa takośsmakoś, które zapewne było jednym z wielu, do których poszło CV Niezaradnej. Ale głos pani był zbyt miły. I rzeczywiście. Bo to oferta była. Okazyjna jak ta lala. Za jedyne 14,90. Segregator, ilustracje, słowniki, paczka powitalna, zapoznawcza, fanfary i konfetti. Chyba przyzna pani, że to naprawdę korzystna oferta?

   Nie, nie przyznam - Niezaradna odparła głosem lodowatym - bo ja, proszę pani, jestem bezrobotna. I dla mnie to jest spora suma. To 14,90. Zapewne pani po drugiej strony nie łyknęła ściemy wrednej baby. Czasem tak bywa, mili Czytelnicy. Walicie prawdę i tylko prawdę, a biorą to za łgarstwo albo żarty. No bo kto uwierzy, że nieudaczny nauczyciel może pichcić najlepszą metę, jaką próbowaliście? Nikt nie wierzy, że 14,90 to poważna suma. Ale Wy już chyba powinniście.

   Niezaradna wybudziła się. Zasiadła. Wysłała jeszcze jedno CV z motywcem. Warunki podane w ogłoszeniu spełniała w 110%. Jak w wielu innych ogłoszeniach, na które aplikowała. Kto wie - może tym razem nie zaowocuje to ofertą prezentacji garnkowej. Może zamiast tego znów dostanie propozycję z segregatorem za 14,90. Ale może nie? Potem Niezaradna zasiadła do korekty. Okazało się, że to całkiem ciekawy tekst był.

   Cholernie łatwo przespać jest bezrobocie. Albo przeleżeć na kanapie z dłonią Jeszcze Męża w dłoni i serialem w tle. Jak już wiecie, partnerzy rozpraszają.

   Niezaradna dziś się rozproszyć nie dała. Rozproszył ją Vincent Cavanagh podczas pieczołowitego wrzucania tysiąca zdjęć swych starych bluzek i ekstra ciuchów w album sieciowy. I zdjęcia poszły się ganiać, cholera wie gdzie. W albumie ich nie ma. A GDZIEŚ przecież są.

    I to, że Niezaradna gwałtownie i rozsądnie odparła zakusy Jeszcze Męża, mniej niż gówno dało. Bo gówno może być twórcze, a nic to nic.

    A o gównie można piosenkę zaśpiewać. Jak Gburka dziś: Krążą kupy wokół nas. Luźna improwizacja zainspirowana krajobrazem woków drogi. Nieutrwalona jeszcze.

    Czytelnicy, nie zasypiajcie na bezrobociu! Uważajcie na rozpraszcze. Niezaradna zaś poduma, jakby tu coś pichcić. Nikt się tego przecież po niej nie spodziewa, a może...



wtorek, 28 stycznia 2014

Małżeństwo z bezrobotną osobą chwieje się, gdy...

    Gdy bezrobotna uzna, że bezrobotną nie będzie, bo w domu można też działać i zarabiać. Bo choć zawsze marzyła, by być gnuśną utrzymanką, to w praktyce jednak jakoś tak niefajnie rzecz wypada. Zwłaszcza, gdy osoba utrzymująca zarabia 1 800 netto. Cóż robić, cóż robić z tą sytuacją?

     Co tylko się da. Na necie można znaleźć sto tysięcy ogłoszeń, których nie należy traktować zbyt poważnie. Zawsze bowiem może okazać się, że to firma garnkowa z eko w nazwie łowi naiwniaków, by nękać ich telefonami z propozycją prezentacji, Zatem wobec ogłoszeń zachować należy zdrowy dystans i w obliczu bezrobocia odkryć talent. Na pewno jakiś się znajdzie. Nawet jeżeli ma polegać tylko na nawijaniu z przekonaniem o tym, jak wspaniały jest blog Kasi Tusk. Albo olej przepalony. Albo lek gastryczny. Co sobie klient życzy.

    Cokolwiek jednak znajdziesz, Osobo Bezrobotna, by łatać budżet i ratować nadszarpnięte poczucie godności, wbij temu drugiemu do łba i zrób to z całej epy! - to jest teraz Twoja praca. Twój etat. Biuro Twe. Święte osiem godzin, fyfnaście godzin. Ile trzeba. To praca. Nawet jeżeli biuro Twe jest na kanapie, na krześle w kuchni, na parapecie, a całość do złudzenia przypomina zabawę na fejsie.

     Czerpiąc ze swego doświadczenia drugiego roku na freelancerce Niezaradna może zebrać sążnistą liczbę trudności do pokonania. Na czele zawsze będzie ona - rodzina. Dwójka - bo nie daje pracować. Jeszcze Mąż - bo nie dostrzega, że Niezaradna naprawdę pracuje. Gdy pracuje.

      Dziś Niezaradna stoczyła dwieściepięćdziesiątąósmą kłótnię na ten sam temat. Jeszcze Mąż wtargnął do domu wcześniej i oczom jego objawił się syf taki, jaki tylko zima topniejąca z butów uczynić potrafi w trymiga. Zwykle Jeszcze Mąż zastaje inny obrazek: Niezaradna w kuchni, Dwójka poprzedszkolna przy stole, obiad pachnący z garów, harmonia w granicach normy. Ale dziś przybył przed przybyciem Dwójki z przedszkola i jak zawsze rozpętała się burza o Chaos.

      Niezaradna nigdy nie pretendowała do roli innej pani domu, jak Chujowa. I predyspozycje do tej właśnie kategorii objawiła już w epoce bezdzietnej, bezmałżeńskiej, szczenięcej i radosnej. Zapewne była to reakcja na terror, który narzucono jej w domu rodzinnym, w ramach którego stworzenie żeńskie łapało się na etat zmywak i okolice na wieki wieków amen. A może wrodzony talent? Cholera wie.

      Niemniej bez fanatyzmu, ale się stara. Jednak na pewno nie w czasie, gdy Dwójka uniemożliwiająca pracę jest poza domem. Wtedy nie traci się czasu na etat robota domowego, wtedy się bawi w życie zawodowe freelancera.

      Jeszcze Mąż nie może tego pojąć. Bo że dom to nie biuro? A właśnie, że biuro, kurwa mać. I to od rana cholernie oblężone. Niezaradna nie zjadła śniadania, nie włączyła trójki, nie zrobiła sobie kawy. Było co stukać. Zatem błoto pośniegowe mogło sobie spokojnie przetransformować w piach. Który jeść nie wołał, uciekać nie zamierzał.

      Wasi pracujący poza domem partnerzy mogą nie zrozumieć, że obiad nie teraz, że porządek się zrobić zdąży, a interes trzeba prowadzić w tempie. I czasem możecie mieć uczucie walenia głową w mur podczas dwieściepięćdzisiątejósmej kłótni na temat.

      Potem trzeba nawiązać stosunki dyplomatyczne, bo na rozwód, póki co Was nie stać. Albo się nie opłaca. Albo ta miłość jeszcze ciągle za nogi trzymająca. Trzeba czasu, bliskości, ciepła...

     ... a dwa teksty o kanapkach do napisania na 1 500 znaków, korekta czterech stron A4 oraz niewystawiony Karl Lagerfeld czekają, czekają, czekają.

     I może się okazać, że to wcale nie dzieci największy stanowią problem w pracy zawodowej w domu, a partner Wasz. A na to, kurwa mać, jeszcze nie wymyślili obrazka.

     Niech będzie więc niekompletnie.




poniedziałek, 27 stycznia 2014

Niedziela stanowczo nieekonomiczna

    ... to taka, którą spędza się w domu. Wstaje w południe, bo poszło się spać o piątej rano. Potem robi się cholernie niedzielny obiad z cyklu święta polskie. W tym wypadku niech będzie to schabowy, ziemniaki i - nie, nie kapusta - surówka z marchwi i jabłka. Schabowe też nietypowe, bo całe w ziołach, pól panierki to zioła.

    Główna wada obiadu: nieekonomiczny i bez zastosowania w kolejne dni. Zaleta obiadu? Jeszcze Mąż, najbardziej atawistyczna odmiana samca, zawsze nabiera nastrojów ugodowych przy tym, co lubi najbardziej.

     Ciąg dalszy eksploracji mienia - wnioski:

     Po co bezrobotnej zwanej dumnie freelancerką żakiet Karla Lagerfelda? Można by długo, ale późno, zatem w skrócie: po chuj. Jak również wiele innych rzeczy wyszukanych, a nie wykorzystywanych. Skąd u bezrobotnej dzieła popapranych mężów kotek i innych dizajnerów? Tego się w skrócie nie da.

    Sprzedać się za to da. I taki jest plan Niezaradnej na rozpoczynający się tydzień. Plus coś jeszcze.

    Po co dzieciom biedoodpornym wyszukane zabawki w wysokich półek, jeżeli je olewają? W skrócie: po chuj. Zatem też pójdą pod młotek. Skąd u dzieci biedoodpornych wypasione zabawki? Tego w skrócie się nie da.

    Dla zbulwersowanych wiadomością, że dzieci Niezaradnej zostaną pozbawione zabawek swych - obrazek poglądowy:



Miejsce akcji: salono-sypialnio-bawialnia.
Czas akcji: sobota, 25 stycznia 2014
Gburka: bluzka Cocodrillo z lumpeksu, sukienka po ciotce M. hand made, rajtuzy z Lidla, skarpeto-papucie z H&M
Świr: bluzka po kuzynie no-name, rajtuzy po siostrze z Lidla
Akcesoria: pled hand made by mama cioci D., koc - 2 sztuki no name, poduchy z kanapy narożnikowej IKEA, sztuki ubrań maści wszelkiej, pudełko po zabawkach, podkładka pod laptopa z empiku, poduszka mała z JYSK, lalka Jezusek firma no name, książeczki cholera wie jakie, papierki? chusteczki higieniczne? coś.
Jakość zabawy mierzona w stopniach "mamo, ić stąd!": 10/10


niedziela, 26 stycznia 2014

Weekend i co?

      No w zasadzie to trudno orzec. Bo Niezaradna akurat się z Jeszcze Mężem spięła, co nieco wybiło ją z całego dotychczasowego weekendowego rytmu.

      A tak było konstruktywnie, optymistycznie i do przodu, na przekór przepowiedniom. Zamiast skupiać się na upadkach i stratach, Niezaradna postanowiła zadziałać po swojemu.

      Jak się nie zyskuje, to się robi tak, żeby i nie stracić. Jak się nie ma, to się myśli o tym, co jest.

      Niezaradna ryła w zapasach, segregowała, działała. Ile rzeczy jeszcze wykorzystać. Ile opchnąć, gdzie zaoszczędzić. To też jest metoda na głoda, Czytelnicy nieobecni.

       Jeszcze jeden portal, na którym można opchnąć rzeczy. Da się. Zadziała się.

       Wreszcie sukces! Po trzech próbach udał się chleb na zakwasie. Z maszyny. Koniec z wydatkami na mieszanki gotowce. Zakwas podkarmiany, nabuzowany, potem ciut żytniej, ciut pszennej, woda, sól - chleb pachnący, zdrowy, luksusowy i to wersja bez żadnych kompromisów. Jak będziecie dalej czytać, Niezaradna sprzeda Wam przepis na chleb na zakwasie w wersji dla ubogich i leniwych. Macie to jak w banku.

        Ale teraz Niezaradna pójdzie sobie. Może się dogada z Jeszcze Mężem. A może nie. Pewnie nie, bo się strasznie nafochował.

       Na kłopoty i deficyty - Anathema. Bez ustępstw, bez kompromisów. Pierwszorzędna, luksusowa... ach.



   
     

piątek, 24 stycznia 2014

Gleba, wpis co motto ma

 


     Ostatnio fejs działa w życiu Niezaradnej jak fatum. Przedwczoraj zobaczyła na nim coś takiego:



  Co było wczoraj, już wiecie. Napis na górze zobaczyła wczoraj. I upadła.
 
     Było to spektakularne, wstrząsające i bolesne. Niezaradna przeszła parę kroków po lodowisku zwanym z przyzwyczajenia parkingiem. Znajduje się ono, jak wszystkie lodowiska-niespodzianki, na terenie podlegającym pod teren - szumnie to zwąc - miasta. Jej widowiskowy zwał na glebę zwrócił uwagę wstrząśniętych pasażerów przejeżdżającego samochodu. Pojechali dalej, ale mieli o czym gadać. Niezaradnej koafiura pod czapką się rozpadła ze wstrząsu. Sama Niezaradna poleżała czas jakiś. Po czym się wzniosła. Uznała, że już oddała libację zawistnym bóstwom, zamiast banalnej wódy serwując im igrzyska. I od tej pory dzień będzie pełen wzlotów.

    Pierwszym terenem wzlotu ducha miał być urząd pracy, do którego własnie zmierzała Niezaradna. Zmierzała po wiedzę. Urząd pracy pomaga bezrobotnym w szczególnej sytuacji wylotki z nierentownej firmy państwowej. Jak Niezaradna. Bo z tej firmy sporo wylotek było. W skali kraju. Ale dobre państwo pomaga. Od drugiej połowy stycznia rusza specjalny program, by rzeszy niezaradnych pomóc się przekwalifikować. Niezaradna cuda wyczynia w ramach swoich śmieciówek, ale o cudach Niezaradnej poczytacie innym razem. O specyfice śmieciówek Niezaradnej też.

   Urzędniczka nie poskąpiła Niezaradnej wiedzy. Tak, tak. Są szkolenia. Już, już... dwa będą! Pierwsze blamblamblamblam i umiejętność obsługiwania kasy fiskalnej. Tu urzędniczka uniosła wzrok znad ekranu z mozołem obsługiwanego komputra i porozumiewawczo rzuciła półgłosem: Ale wie pani... Jak pani to weźmie, to my będziemy panią kierować do pracy do sklepów. Wie pani?

   Pani przyswoiła tę wiedzę i nie wyraziła chęci przekwalifikowywania się na sprzedawcę. Tę rolę bowiem już pełni i to w warunkach korzystniejszych niż jakikolwiek market w Dziurze mógłby jej zaoferować. Zapytała więc o kurs numer dwa. I w ten sposób dowiedziała się naprawdę sensacyjnej wiadomości, że rzecz dotyczyć będzie wdrażania w rolę przedstawiciela handlowego. Nigdy w życiu nie wpadłaby, że do tej roli trzeba się pozapraktycznie wdrażać. Życie jest pełne niespodzianek.

   Ponieważ optymistyczne wiadomości w tym punkcie rozmowy się skończyły, Niezaradna opuściła biuro z poczuciem kolejnego zwału na glebę. To, jak wiele pomocne państwo jest w stanie oferować, by pomóc bezrobotnym wykształciuchom odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zabolało ją bardziej niż obtłuczony tyłek. Co świadczy o tym, że Niezaradna ciągle ma złudzenia, choć tysiąc dwieście pięćdziesiąt razy przysięgała, że nie.

    Potem Niezaradna pojechała wysłać ostatnią paczkę szmatek, za co otrzyma przelew w wysokości 20 złotych. Jak się zaraz okaże, cenne to bardzo pieniądze. Bo potem Niezaradna pojechała leczyć swój ząb nad zęby. Jeżeli przeliczyć jego wartość na forsę, którą Niezaradna w niego wpakowała, jest on cenny jak tytanowy implant. A jest tylko skromną górną siódemką prawą, która stała się żyłą złotodajną dla pewnej pani dentystki, co popełniła błąd w sztuce. Jakby Niezaradna w maju 2013 trafiła na magiczny artefakt o przyszłości mówiący, bez chwili zastanowienia sama złapała by kombinerki Jeszcze Męża i wyrwała sobie to cudo. Magiczne artefakty nie leżą jednak na ulicy, Czytelnicy okazyjni tego bloga.

    Dziś - u nowej dentystki - Niezaradna dowiedziała się, że kanał zęba niejeden jest do leczenia, a dwa. A to oznacza, że nie stówę płaci a dwie. Niezaradna z westchnieniem pożegnała rojenia o karczowaniu krzaczorów u kosmetyczki. Potem usłyszała, że czeka ją jeszcze jedna wizyta za stówę. Dumała chwilę, co jeszcze można z westchnieniem pożegnać, ale że nie przyszło jej do głowy nic oprócz pożywienia i leków, poczuła jak ją zalewa zimny wkurw.

    Jak rzeszę bezrobotnych frustratów wkurwiała się na państwo. Że nie ma drogi na etat dla wykształciuchów jej podobnych, tylko są śmieciówki w sklepie albo w drodze, w której cały czas jest przedstawiciel handlowy. Że nie może zęba nad zęby wyleczyć w ramach funduszu zdrowotnego, bo kanałów oraz rwania państwo nie refunduje. Że w efekcie powierzenia zdrowia z zaufaniem służbie zdrowia państwowej umierają dzieci. I że to nie jest sporadyczne. I że każdy państwowy teren Dziury jest lodowiskiem- niespodzianką.

    Umiesz liczyć, licz na siebie - taka rada na dziś. Ale to rada Niezaradnej, która zawsze była kiepska z matmy, taka mać.

    Dziś Niezaradnej na fejsie w oko wpadło to:



I czeka na jutro... z nadzieją? Taaa, Czytelnicy. W tej opowieści Niezaradna jeszcze nieraz zaliczy glebę. A bogowie to banda zachłannych dupków, którzy za cholerę nie mają względów na problemy finansowe i nie biorą barterów.



 

czwartek, 23 stycznia 2014

Bez rad. Trzeba to dźwigać i tyle.

   Dotyczy zarówno biednych, jak i bogatych. Wpis egalitarny dziś będzie.

   Dzień, w którym człowiek ma ochotę zatrzasnąć swoje dzieci.
 
   Zaczyna się niewinnie. Budzą się nawet w dobrych nastrojach. Potem następuje impuls. I wali się z łoskotem na łeb. Wyje jedno. Wyje, nie uspokaja go nic, nie wie, czy tak, czy nie. Jak tak, jak nie? Decybele wzmacniają natężenie, człowieka zaczyna kurwica ogarniać, ale trwa, trwa. Przecież zaraz odstawi się je do przedszkola i się będzie tęskniło.

   Nie. Nie będzie się tęskniło. Drugie wybije ze łba te durne pomysły rozpętując dziką awanturę przy ludziach, wyjąc, miotając się i podskakując. Pierdolić ludzi. Ale gówniarz zaczyna doprowadzać do szału i po chwili okazuje się, że serwuje mu się teksty a la własna matka, antybohaterka macierzyńska. Jeszcze chwila, jeszcze chwila. Już... Udało się pocałować i przytulić, zamiast ugryźć i przydusić. Drzwi się zamykają. Tęskni się? Nie, nie tęskni. Stanowczo nie. Jeszcze się jest zbyt wkurwionym, jeszcze trzeba dać upust przez telefon, czerwień przed oczyma robi się ostrzejsza, gdy okazuje się, że nie będzie się wysłuchanym, bo. Coś.

   Parę godzin ciszy później. Przedszkole. Uroczystość. Babcia z dziadkiem dają plamę. Nic dziwnego, w końcu to dobrze znani z tego rodzice właśni. Jeszcze trzeba przeżyć ich wizytę po uroczystości przedszkolnej. Od bólu egzystencjalnego na tym tle odrywa kolejna afera z szatni. To samo, co rano robiło aferę przy ludziach. Teraz robi przy dziadkach. Pierdolić to, ale ochota bierze uciec. Daleko. Uch, jeszcze tyle tego dnia do udźwignięcia.

   Powrót do domu. Impuls i histeria tego, które zaczęło dzisiejszy maraton wycia. Uciec, uciec, uciec. Nie da się. Wchodzą rodzice właśni. "Ale wiesz - zbolały ton - wy to się tak nigdy nie zachowywaliście". Alleluja, tatuśku! Wspaniała nowina! Im mniej analogii między tym lepiej, taki plan jest.

   Za chwilę kolejny dowód na brak analogii. Sukces wychowawczy w postaci wycia znów tego, co przy ludziach lubi dziś.

   I tak jeszcze parę serii do wieczora. Do momentu, gdy wygłosi się dziecku swemu: Jezu, idźcie wreszcie spać.

   Idą spać. Upierdliwość jeden. Zniknęła ukochana lalka. Upierdliwość dwa. Nos nie spełnia już roli otworu wdechowego. Krople. Lalka. Nigdzie nie ma. Tłumaczy się, utula, ucieka z pokoju.

   Zaraz Niezaradna pójdzie szukać tej pieprzonej lalki, bo to Jezusek jest. ukochane dziecko najczulszej matki Gburki. Gdy się Gburka obudzi, ucieszy się, że wrócił.

   Jezusku, Jezusku. Gdzieżeś, do cholery, wpadł?

 




 

   

środa, 22 stycznia 2014

Finis coronat opus? Dla kogo finis, dla tego finis...

    To znaczy, że Jeszcze Mąż tyrał jak dziki wykształciuchowy wół i skończył zlecenie dla pewnej pani rektor, której ktoś nawalił z czymś. Jak jest się panią rektor, stać na to, by zatrudnić ghostwritera na boku. Jak jest się prowincjonalnym urzędasem z dwójką dzieci i bezrobotną Niezaradną na utrzymaniu, chwyta się nawet brzytwy w postaci zlecenia opisania rocznego projektu badawczego w tydzień.

    Teraz Jeszcze Mąż popija Guinessa leżąc w wannie i zatapia się w pierwszych stronach Miłoszewskiego. Guiness jest od wdzięcznej grupy opiekunek medycznych, której Jeszcze Mąż wykładał psychologię i coś około socjologii. Jedna z fuch typu brzytwa. Miłoszewskiego "Bezcenny" jest od Niezaradnej na gwiazdkę.

    Ile zarobi Jeszcze Mąż za swój tytaniczny wysiłek? Tego nie wie nikt. Mgliście przebąkiwano coś o dwóch tysiącach. Niezaradna i Jeszcze Mąż są ostrożni w optymizmie. Ale jeżeli... jeżeli... niemowlęcy pokój Dwójki zmieni się w dziecięcy. Ale ciiiiii... jeszcze nikt nie śmie o tym marzyć.

    A Niezaradna? Niezaradna uznałaby dzień za całkiem ok. Dostała łiskacza i 100 zł na imieniny. Od teściów. Liskacza się obali. 100 zł pójdzie na: wykarczowanie krzaczorów nad oczami - 15 zł, życie - reszta. Po ponagleniach na konto napłynęła część kasy za ciuchy i można było zatkać natarczywy pysk orange. No i wreszcie wieczorem będzie mogła rozlegać się muzyka i zawiesi się oko na serialu. Bajka.

    Gówno nie bajka. Przed Niezaradną od cholery roboty. Choroba atakuje od nowa doprowadzony do 65% zdrowia organizm rodzinny. Podejrzanie zachowuje się piec od ciepła w domu i... serial, serial, serial ratunkowy.

    Stan ducha Niezaradnej jest równie bliski podłogi, jak jej zdrowie.     

    Zaś Jeszcze Mąż... nigdy tego nie usłyszy, ale zasłużył, to Wy posłuchajcie:


             





   

wtorek, 21 stycznia 2014

Jak się wychowuje dzieci biedoodporne, cz. 2.

      W części 1 powiedziane było, że daje się im robotę dorosłego. Najfajniej, że one same chcą. Jeszcze fajniejsze jest to, że czasami nie trzeba specjalnie kombinować, kopytek robić, pierników i innych cholemie pracochłonnych rzeczy. Wystarczy nie zrobić. Na przykład kurzu nie wycierać z dolnych półek, z ram krzeseł. Bo to z tej perspektywy Dwójka wypatrzyła pokłady, które uradowałyby oko Sherlocka Holmesa. Wiecie, że sporządzał on prędkie notatki na tym dogodnym i ekonomicznym materiale? Teraz już wiecie.

     Dwójka ponotowała zapewne czas jakiś, a potem stawiła się i Gburka z miną zaaferowaną oznajmiła, że jest straszny kurz. No co ty? - zdumiała się Niezaradna równie nieszczerze, jak teatralnie. Trzeba sprzątnąć ten kurz! - taka była myśl Gburki, a co Gburka, to i Świrus. A i Niezaradna nie znalazła powodów, by odwodzić dzieci od tej konstruktywnej myśli.

     Dwójka w mig została zaopatrzona w stosowne ściereczki i miotełki do zbierania kurzu. Bo są takie u Niezaradnej, ale fanatyzm w kwestii ich eksploatacji jest zbędny. Życie jest takie krótkie, a dni mijają tak szybko.

     Ale Dwójka o tym nie wie i może z dzikim entuzjazmem ścierać kurz, w każdym miejscu, do którego jest w stanie dotrzeć. Czego nie zauważą, pokaże im matka z rozrzewnieniem patrząca, jak dzieci się fajnie bawią. Potem obróci się w kierunku lustra w zadumie. Czy jest szansa, że opanuje samodzielną depilację brwi? Kurna, no chyba nie. A jest coraz straszniej. A na koncie ciągle brak przelewów za wysłane w poświęceniu łaszki. Ludzie, kurwa, są zajebiści. Albo nie wiedzą, że ktoś może mieć na koncie 24 złote, nieopłacony rachunek za komórkę z narastającymi odsetkami i do zakupienia ramki na zdjęcia wnuków dla dziadków. Albo wiedzą i mają w dupie.

     Niezaradna robi, co może, by nie zabrać się za robotę. Bach! Koniec wpisu.




      Ilustracja poglądowa: jeden taki, nieudekorowany, zeżarł kiedyś Świrus przyraczkowawszy zachwycony zjawiskiem. Niezaradna nie zdążyła go wyprzedzić i dumała, cóż będzie. Nic nie było. Świrus do trzeciego roku życia prawie (bez miesiąca) doił matczyne mleko. Niezasobne matki: Wasz pokarm jest za friko! Resztę wysnujcie sobie same.

 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Bieda szczególnie upierdliwa jest zimą. Niby żadna nowina.

     Że zimą, gdy zacznie się w pełnym pakiecie, trzeba zacząć grzać to jasne. Zimą w dotychczasowym wydaniu w mieszkaniu Niezaradnej i reszty bohaterów nie trzeba było grzać. No, prawie. Kupuje się mieszkanie w otoczone ze wszech stron innymi mieszkaniami. A wieczorem siedzi pod kocem, z laptopem jak kotem grzejącym na kolanach i jest ok. W pokoju Dwójki komp włączony non stop w celu wysyłki torrentów, by Jeszcze Mąż miał dobre ratio. Cokolwiek to znaczy. Jak jesteście zaradnymi piratami, to wiecie. Komp grzeje, pokój odpowiednio mały. Młodzież się skopuje? Dramatu nie ma.

    Ale zimą załatwiać interesy z opylaniem starych ciuchów dziecięcych w tle, finalizować, paczki słać, kolejne paczkomaty w wichrze z marznącym deszczem opukiwać, a to wszystko z Dwójką non stop władowywaną i wyładowywaną, i władowaną i wyładowywaną i jeszcze raz władowaną i wyładowywaną... Jasna, pierdolona cholera, noż kurwa mać, żeby to diabli w pierony i inne pojebane gówna...

    Czytelników garstko - wybaczcie. Tych wszystkich przekleństw Niezaradna nie użyła dzisiaj finalizując interesy ciuchowe (no dobra, jedna kurwa się wymsknęła, ale pasy tych fotelików to naprawdę... no). A wezbrało jej się teraz, bo odczytała właśnie mail od jednej z klientek, co zakupiła ciuchy firmowe za bazcen, nałapała bonusów za friko, a teraz uznała za stosowne skomentować zgryźliwie cenę za paczkomat.

    Kurwa mać. Jaka ta bieda jest dupna, no. A zima to w ogóle dno.




   

 

Szybka rada Niezaradnej. Nie tylko dla ubogich.

    Tylko który nadziany będzie tak szalony, by bladym świtem, gdy na ulicy szklanka, gnać pieszo? Zamiast wieźć się wygodnie na czyjąś odpowiedzialność (taksówka i inne limuzyny)? No ale są przecież i niesztampowi nadziani, nie bądźmy tendencyjni, Proletariusze.

     Niezaradna zaleca nabycie raków, mili Czytelnicy. Warto zainwestować kasę, nie tak wielką bardzo. Raki i pomykacie szparko. Nawet z obciążeniem grzbietowo-ciągnikowym. Upadki niestraszne. Przechodnie o tej porze i aurze otępiali i nieszczęśliwi, nie musicie lękać się obciachu, Diazajnerki i Dizajnerzy. Ani sensacji oraz głośnych aplauzów, Nieśmiałe i Zalęknieni.

      Dyskretne raki miejskie dla nienadzianych, wypróbowane przez Niezaradną, wyglądają tak:

Albo tak:


        Nadziani, Wasze życie jest łatwiejsze. Sami sobie szukajcie raków. 



niedziela, 19 stycznia 2014

Przepis na ekonomiczną niedzielę wg Niezaradnej jest taki...


  1. Wstać o godzinie 10.40. Z racji, że planuje się wybycie z domu o 12.30. nie opłaca się jeść śniadania. 
  2. Wziąć dzieciaki i nażreć się do oporu u dziadków. Pobyć tak długo, by je napchać prawie do kolacji. Żreć wszystko, czego w domu prędko się nie zobaczy, tak luksusowe.
  3. Wziąć spakowany obiad dla tych, co zostają w domu i pracują. I co się jeszcze da wziąć.
  4. Z pozoru punkt nieekonomiczny: wejść w drodze powrotnej do galerii handlowej po lekarstwa. Jak jednak się zahaczy po drodze o market z żarciem, można dostać towar przeceniony z powodu prawie przeterminowania. W większych miejscowościach możecie poprosić o towar zupełnie przeterminowany za zupełne friko. W dziurze, w której mieszka Niezaradna opcji tej brak. 
  5. Napisać punktowaną notkę na niedochodowym blogu, by szybciej ją skończyć. I wreszcie zacząć uczciwą pracę. 


To wszystko, jeżeli gotowi jesteście na efekty uboczne. Efekty uboczne załączone, bez drobnego druku, bo tu się nie ściemnia.

  1. Rano ktoś musi wstać, jeżeli macie na stanie dzieci. Wasza sprawa, jaki układ zaproponujecie, by ktoś dla Waszego barłożenia do 10.40. zechciał się zerwać o 7.00. I zrobił naleśniki.
  2. Pobyt u dziadków może być okupiony: znoszeniem gadek, że nowy papież niszczy kościół, pedały się rządzą i Rzym też padł od degrengolady i rozpasania obyczajów. Może też kosztować uwagi, które wobec siebie przełknięcie, wobec dzieci Waszych nigdy. I żarcie nieraz kołkiem Wam może stanąć. 
  3. Całą wyprawę odbyć trzeba nieraz w bardzo niekorzystnych warunkach atmosferycznych. Marznąca mżawka, ślizgający się samochód, zapinanie dzieci w fotelikach graniczące z niemożliwością wobec napuszenia się kurtek zimowych. I inne takie. Ciężko zemleć kurwy w zębach przy dzieciach nieraz, a trzeba.
  4. Jedyna osoba, która pomaga Wam znieść wszelkie przeciwności wyprawy, jest nieobecna, bo pracuje.
  5. Notatka blogowa planowana na krótką rozrasta się, gdy się chce rzecz całą prawdę. 

Zatem najbardziej ekonomicznie będzie jednak tak:






Konsumencko

    Jeszcze Mąż siedzi nad swą fuchą, czyli projektem, za który ma zarobić. Nie narobił za wiele w ciągu tygodnia, za wiele oficjalnej i mniej oficjalnej pracy. W weekend musi zatem mocno zadziałać. Ganiająca po małym mieszkaniu Dwójka nie jest łatwym tłem dla pracy badawczej, bo takiej oddaje się własnie Jeszcze Mąż. Do Niezaradnej należy wyprowadzenie młodych z domu.

    Pogoda z gatunku "dziś z domu nie wychodzę". Niezaradna ma do wysłania paki z ciuchami, rozpaczliwie opustoszałe konto, zaległy rachunek za komórkę i ponaglenia we wszystkich trzech kwestiach.  Bierze zatem Dwójkę, torbę na kółkach, w torbę dwie paki do wysłania przez paczkomat. By czas poza domem spędzony wydłużyć, uda się jeszcze do fryzjera z głową Gburki w zbyt odrośniętym bobie. Uda się też jeszcze na zakupy, bo wielki debiut z chlebem z zakwasu w maszynie nie wypalił, a kolację zjeść trzeba.

    Zadania. Zapłacić za paczkomat - koszt nr 1. Zapłacić za fryzjera - koszt nr 2. Zapłacić za zakupy - koszt nr 3. A na koncie Niezaradnej stówa. Skąd stówa? Dopiero co było 20 złotych. Mamusia Niezaradnej "pożyczyła" córce na dentystę. Dołożyć to należy do trzech wcześniej "pożyczonych" stów. Niezaradna doprawdy nie ma pomysłu, jak zdobyć kasę na spłatę długu, zatem przełyka go i przechodzi nad tym dalej.

    Paczkomat - 12,99. Druga paczka nie mogła iść, bo brak maila adresatki. Czyli jeszcze można wydać 87,01. Fryzjer. Nie można do fryzjera, bo kolejka. Najpierw zakupy. Mąkę gotowca trzeba kupić do chleba, skoro z zakwasu nie wychodzi. Dwie mąki. Drogie. Przeszło 4 złote jedna. Najtańszą pszenną. Trzeba uważać. Makaron - taniutkie gwiazdki, przecenione muszelki z pszenicy durum. Dwójka woła o bułki. Dzieci biedoodporne po wejściu do marketu zawsze wołają o bułki. Suche kajzerki, te najtańsze. Przechodząca kobieta uśmiecha się do towarzyszki: Jak słodko wyglądają, jak wcinają te buły... Niezaradna błogosławi Jeszcze Męża, który je do tego przyzwyczaił. Na kajzerki Niezaradnej jakoś starczy. Rozrzewniona oznajmia, że pójdą obejrzeć książeczki. W tym markecie od czasu do czasu trafiają się unikatowe części z serii "Obrazki dla maluchów", tej dla starszych dzieci. Dwójka je kocha. Ma wszystkie.

    Nie, nie wszystkie. Dwie nowe części. Niemożliwe. Ale są. Niemożliwe byłoby ich nie kupić. Niezaradna bez wahania wrzuca je do kosza, przelicza w głowie. Musi starczyć. Jeszcze starczy na butelkę ulubionego piwa Jeszcze Męża, w promocji jest. W końcu on tak ciężko teraz pracuje. Kasa. Uff...

    Fryzjer. 40 minut czekania. Dwójka szaleje w kulkach i zabawkach z marnego plastiku. To bez dodatkowej opłaty, niech szaleją. Gburka ląduje wreszcie na fotelu. 15 złotych. Cholera, gdzie indziej było 10. No dobra... W zasadzie Świrusa nie trzeba jeszcze obcinać. Obetnie się go przy kolejnych postrzyżynach boba Gburki.

   Niezaradna wiezie zakupy, jedną niewysłaną paczkę i znużoną Dwójkę do domu.

   Zakupy. Lubiła je kiedyś? Teraz są kolejną upierdliwością. Ale można się do tego przyzwyczaić.

   Dziś Dzień Kubusia Puchatka.



?

   .

sobota, 18 stycznia 2014

Łańcuch obiadowy, czyli historia pewnego mięsa mielonego.

     Słowo "seks" w tytule i nabijacie rekord wejść na stronę? Czytelnicy niewyżyci. To nie erotyka będzie. Nie pikanteria. Chyba że na tyle, na ile zebrało się pieprzu na w pewnej porcji mięsa mielonego. Która tak w zasadzie została przez Niezaradną przesolona.

     Niezaradna robi swoje bida-pulpety. Już wiecie. Ekonomiczne, ale cholernie upierdliwe w przygotowaniu. Niezaradna nie cierpi się babrać w mięsie.

    Jeżeli po ugryzieniu pierwszego kęsa ugotowanego upierdliwstwa Niezaradna rzuca się w kierunku dzbanka z wodą i chłepcze, to znaczy. że naprawdę spieprzyła cholernie dużą ilość bida-pulpetów. I teraz krew ją zalewa, bo: robota. kasa, zdrowe miało być i w ogóle.

    Cóż robić, cóż robić. Niezaradna siada do kompa, pyta Wyroczni. Wyrocznia głosem znajomej z Niereala mówi jej: weź to przerób na spaghetti! Geniusz, geniusz nie znajoma. Niezaradna dzieli pulpety na zaś, na teraz. Zamrażarka połyka te na zaś. Te na teraz Niezaradna zwala na patelnię, rozmiażdża, dużo, dużo koncentratu. Dużo, dużo ziół. Tworzy, makaron gotuje. Spaghetti jak ta lala, rodzina się obżera. Jeszcze Mąż marudzi, że czuje jaglankę, ale czuje ją, bo wie, że jest. Saga spaghetti trwa dwa dni. Ku zadowoleniu Dwójki, co lubi, Jeszcze Męża, co lubi i Niezaradnej, która nie cierpi wymyślać obiadów, a nad tworzeniem też się nie unosi.

     Trzeci dzień. Jeszcze garnczek Spaghetti a la Niezaradna się uchował. Za mało, by się najeść, za dużo, by wywalić. Każda ilość żarcia u Niezaradnej to za dużo by wywalić. Cóż robić, cóż robić. Niezaradna ciągle ma na koncie swe 20 złotych, mowy nie ma o kupowaniu nowego żarcia. Rekonesans w kuchni: ziemniaki - są. Mąka? Nie ma, cholera, mąki nie ma. Jest, ale wydziwaczona. Niezaradna chleb piecze, wielkopański nawyk taki. Razowej resztka. Szybka narada z wyrocznią. Można? Ok, można. Będzie zdrowo i tanio, bo z resztek. I tak jak lubi rodzina. Ekstra.

     Niezaradna klnie cicho zdzierając naskórek tarką i kombinuje w głowie, że się przepis ubarwi. Pietruszka? Nuuuda. Sól ziołowa. Pieprz ziołowy. Tradycyjne też. Dużo, dużo pieprzu ziołowego, Niezaradnej ulubiona przyprawa. Dosypując kolejną porcję pieprzu ziołowego, Niezaradna odkrywa, że nie pieprz to a imbir. Sporo go już z plackach z mąką razową. No to wali jeszcze pieprzu ziołowego też. Niech pokryje ten imbir.

     Placki są dziwne. Niezaradna działa błyskawicznie: smaży, sama wszystkim nakłada, hojnie smaruje sosem Spaghetti a la Niezaradna. Rodzina je rozanielona, Jeszcze Mąż przeżywa uniesienie, Gburka i Świrus pobijają własne rekordy obżarstwa i idą spać bez kolacji, bo nie ma gdzie jej wepchnąć.

     Sukces. Nikt nie wyczuł imbiru.

     Czytelnicy. Możecie to zrobić prościej. Darować sobie fazę pulpetów. Od razu walnąć na patelnię trochę mięsa, jaglanki więcej, resztę zupy warzywnej. Smażyć, obficie przyprawiając. Walnąć na wszystko koncentrat. Zioła, dużo. Pierwsze dwa dni spożywać z makaronem, kolejne z plackami z resztek. Możecie nie dodawać imbiru.

    Zdrowo, tanio, smacznie. Gigantyczna porcja żarcia. Wydajecie tylko na przyprawy. Dużo przypraw. Żeby za dużo nie wydać, kupujecie w hurtowni rzeźniczej.

    Improwizacji duże porcje w czasie ubóstwa zaleca się.

    Możecie odpocząć. 





 

   

 

piątek, 17 stycznia 2014

Dziś jest pełnia, czyli seks dla ubogich

    Dziś jest pełnia. Niezaradna wiruje i skrzy. I to dzień cały. Oszałamiające pasmo sukcesów. Być może jedna złowiona klientka. Być może złowiony sprytnie kosztowny gadżet. Jak się łowi sprytnie cenne gadżety absolutnie legalną drogą? Niezaradna kiedyś opowie Wam.

    Dziś wpis miał traktować o sprawach kulinarnych. Ale życie jest pełne niespodzianek, a dziś jest pełnia.

    Seks dla ubogich. Cholernie ważna sprawa. Jeżeli powiecie, że wielka mi rzecz - dla bogatych to też ważna sprawa, to dlatego, że jesteście bogaci. Albo przynajmniej spokojnie żyjecie. Nie żyjecie spokojnie? Kredyt macie? Wielkie mi co. Wszyscy mają kredyt.

    Bycie ubogim, tak ubogim, że nawet sobie tego nie wyobrażacie, powoduje, że inaczej traktuje się na kwestię seksu. Seks to rozrywka za friko. Przedniej jakości. A na tak mało rozrywek stać ubogich.

    Niezaradna na początku zdumiewała się, a potem przyzwyczaiła. Gdy Jeszcze Mąż przynosi z pracy swej opowieści o klientach, ociekają one seksem. Mąż. Konkubent. Poprzedni mąż. Dwójka dzieci z tego, następne z tamtego ojca. Klienci opieki społecznej kochają seks. Klienci opieki społecznej mają odcięte media, ale ich libido buzuje. Nie dla nich afrodyzjaki i viagra. Starczy alkohol, może być i bez alkoholu. Kobiety są kuso ubrane i nie mają kompleksów, bo wyłazi im fałda. Albo trzy. Kochają się w dzień i przy świetle. Radość seksu. Festiwal zmysłów. I jakie ma tu znaczenie kasa?

   Niezaradna i Jeszcze Mąż pod tym względem nie łapią się na ubóstwo. Mają za dużo naleciałości z luksusowego świata. Skrupuły. Że dzieci. Rozsądek. Że trzeba teraz pracować, bo dzieci poszły spać i można. Zmęczenie. Bo trzeba być w pracy od siódmej, potem polecieć na fuchę. A potem usiąść i napisać tę pracę temu, kogo stać, by ją kupić. Zmęczenie. Problemy to kiepski afrodyzjak też.

   Ale dziś jest pełnia. Serial nabyty drogą nielegalną, a z najwyższej półki. Rozmowy podczas oglądania. Absolutnie ukochane piwo Niezaradnej, luksus na który sobie pozwala, gdy w Lidlu jest przecena. I luźna rozmowa po skończeniu serialu, podczas której Jeszcze Mąż dowiaduje się, że Niezaradna ma lewe konto, bloga, którego mu nie pokaże, alternatywny profil na fajsie. Co za potężny afrodyzjak! I to absolutnie za friko!

   Dziś jest pełnia. Jeszcze Mąż pochyla się nad papierami do projektu, za który ma zarobić, Niezaradna zaraz będzie rozsyłać jeszcze nocne maile, które ci z kasą znajdą w skrzynkach od rana.



 

czwartek, 16 stycznia 2014

Jutro pełnia, dziś tylko egle begle

    Jutro pełnia. Kiedyś był hit, w którym zawodzono, że w tym dniu "każde życzenie się spełnia". No, może się spełnia.

    Dziś był całkiem znośny dzień, choć bez pełni. Parę życzeń nie tylko się spełniło, ale wręcz przerosło wszelkie oczekiwania.

    Nowa dentystka za włożenie w kanał zęba lekarstwa odkażającego, nie wzięła ani grosza. Poprzednia kasowała za taką usługę stówę. Tym sposobem Niezaradna szczyci się posiadaniem siódemki o wartości implanta. Chyba za długo nie zmieniała dentystki. Dobrze, że ma zaradną teściową, która znalazła jej nową dentystkę. Od teraz stałą dentystkę. Taaaak... chyba można to było zrobić wcześniej.

    Po odprowadzeniu dwójki do przedszkola, Niezaradna zamiast siąść, by markować robotę, gruchnęła się z powrotem spać i spała dwie godziny. Rozkosz tej drzemki nie przełożyła się jednak na entuzjazm w przystąpieniu do pracy. Niezaradna ciągle nie może się zebrać po świętach. Minęło pół miesiąca. Mocne postanowienie poprawy: druga połowa miesiąca - uczciwa praca.

    Niezaradna sama mało w to wierzy. Wyrzuty sumienia w związku z tym, że Jeszcze Mąż złapał fuchę i pisze właśnie do końca tygodnia czyiś projekt naukowy, codziennie od siódmej jest w robocie i dorabia na wioskowej uczelni przez trzy dni w tygodniu, to chyba ciągle za mało. Niezaradna popadła w odrętwienie. Na niewiele ją stać.

    Dziś dostała propozycję kolejnej pracy. Jedynym, co przemknęło jej przez głowę, było: cholera, czemu znowu taka?

    Dzisiejszemu dniowi patronował Utopiec. Nie pamiętacie Utopca?

 


   Uważajcie. Jeżeli będzie się tu pojawiał częściej, Niezaradna zarazi Was swą degrengoladą i rozlaźniętym stanem umysłu. Lepiej wtedy uciekać.

  Jutro pełnia. Będzie lepiej. A dziś... po prostu było słabe ciśnienie. Bleeee... gleee... fleeeeee...
   

 

 

 

środa, 15 stycznia 2014

Odwrotna proporcjonalność, czyli porzekadła nie kłamią

     Niezaradna raduje się. Wysiłek weekendowy poniesiony przy wrzucaniu miliona szmat na stosowne fora targowe, został uwieńczony sukcesem w postaci zawrotnej sumy 112 złotych. I 50 groszy. Jest to pierwszy realny zarobek Niezaradnej w tym miesiącu, reszta jest hipotetyczna i Niezaradna uwierzy w  nie dopiero, jak zobaczy kasę.

     Radość tym większa, że na jej koncie widnieje 20 złotych i robi się dramatycznie.

     Dwójka nie ma wyczucia chwili. Albo ma i postanowiła je olewać w ramach zapowiedzi buntu wieku dojrzewania.

     Obiad w przedszkolu dziś im smakował. Zjedli. Obiad w domu też im smakował. Niezaradna ugotowała pakę makaronu. Przyrządziła swój specjalny ekonomiczny sos z oszukanym mięsem, tworząc jego gigantyczną ilość do dania Spaghetti a la Niezaradna.

     Przyszedł z roboty Jeszcze Mąż, rodzina zasiadła. Jeść zaczęła. Szybko stało się jasne, że dla Niezaradnej nie starczy makaronu.

     Zjadła resztkę paskudnych kopytek polanych sosem, zagryzła chlebem. I w milczeniu patrzyła, jak znika jej popisowe danie z kopiastych talerzy Dwójki. Jak Świr żąda dokładki, jak Jeszcze Mąż wręcza mu ją ze swego talerza. Jeszcze Mąż dojadł czekoladopodobnymi wafelkami odłożonymi na czarną godzinę (tak ohydne, że musi przyjść czarna godzina posuchy, by je zjeść).

     Potem Dwójka pochłonęła cztery banany. Następnie Świrus pięć pierniczków, Gburka dwa wafle Princessa. Świrus udał się wydębić od Jeszcze Męża jego wafelki, których nie udało się zakamuflować.

     Koleżanka z pracy Jeszcze Męża mawia mu często: jak jest skrajna bieda, dzieciaki wpierdalają jak głupie.

     No cholera, wpierdalają.

 

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Poniedziałek pod uwiędłym goździkiem, czyli uroda w stanie ubóstwa. Z ilustracjami poglądowymi.

    Całkiem nieźle. Goździk jest ok. Jeden taki stoi właśnie na stole w kuchni. Jeszcze Mąż przyniósł go wczoraj dla Gburki. Zwędził ze swych zabaw dla dużych dzieci za friko. Ach, dla Gburki właśnie.

    Goździk uwiędły? Chyba nie ma się co dziwić z racji, że Niezaradna rzeczywiście nie oderwała się prędko od nocnej książki ratunkowej. Poszła spać nad ranem, po półgodzinnym śnie rozległo się: mama! Potem mogła znów iść spać. I obudzić się po trzech godzinach na dźwięk budzika.

     Plany, by położyć się spać po odstawieniu dwójki do przedszkola spaliły na panewce, gdy Niezaradna otworzyła służbową pocztę w chałturze nr 1. Chałtura nr 1 to sprzedaż powierzchni reklamowych na pewnym portalu. Kiedyś Niezaradna opowie więcej o zaszczycie, jakim jest praca na takim portalu dla jakiejś tam prowincjonalnej Niezaradnej.

     Niezaradna nie poszła spać. Pracowała, pracowała, pracowała... Potem nastąpiła część dnia rodzinna. Około godziny 17-tej Niezaradną dopadł bunt organizmu wobec zabrania mu świętego prawa do regeneracji. Organizm mści się na urodzie Niezaradnej, która zresztą od paru już lat nasuwa skojarzenia o listopadzie w wydaniu klasycznym.

     Ubóstwo nie ułatwia powrócenia do bardziej słonecznych pór roku na twarzy. Niezaradna kiedyś lubiła swój gorzki grymas ust a la Jeanne Morreau, teraz godzi się z tym, że zmienia się to po prostu w ikonę jędzowatości.

     Jeżeli są wśród odwiedzających ten wpis Czytelników smarkacze, unaocznia się, jak przebiega ewolucja z Jeanne Morreau z gorzkim grymasem w ikonę jędzowatości:



                 Etap gorzkiego grymasu, tajemniczy i intrygujący.




Etap ikony jędzowatości, smutnej tak jakoś. 



     Pęd ku etapowi unaocznionemu na drugim obrazku z jednoczesnym ratowaniem małżeństwa, to cholerny niefart. Bieda nie sprzyja szeroko pojętej regeneracji. O przyczynach braku snu już poczyniono tu wzmianki. Teraz można jeszcze wspomnieć o tym, ze kosmetyki dla etapu zaawansowanego wiekowo są zawsze za drogie. Cóż robić, co zdziałać. Jeszcze Mąż, jak znakomita większość przedstawicieli jego płci, jest wzrokowcem. Kosmetyki drogie są. 

    Niezaradna radzi sobie, jak może i na ile jej się chce. Raz na miesiąc idzie do kosmetyczki wyskubać brwi. Jak tego nie zrobi - breżniewieją, nie ma zmiłuj. Dla smarkaczy obrazek poglądowy znów, zaszalejmy, net za friko daje (czy to jest piractwo? czy można to podciągnąć pod misyjność - nostalgia, historia, kultura i inne takie?):



     Kosmetyczka to luksus. Dlatego Niezaradna straszy właśnie brwiami, sama ma dwie lewe do robótek. Pustki na koncie właśnie. Ale mazidła i inne takie - tu, Czytelnicy drodzy, ciąg dalszy nastąpi. Będą rady, jak mieć kosmetyki tanio, a dobre. 

    Czemu będą, a nie są? Po pierwsze, Niezaradna ma jeszcze robotę. Po drugie, stygnie woda w wannie po Dwójce. Woda w sam raz dla rodzica. Jedno napełnienie wanny - trzy osoby umyte. 

    To jest bieda, drodzy Czytelnicy, to bieda. Ale jak Wam to poprawi samopoczucie, możecie to zwać minimalizmem albo ekologią. 




Niedziela pod sklapniętym chujem...

    I nie bójmy się mocnego słowa. Za mocne? Pieprzyć, Niezaradna sama wie, co czuje w związku z tym, że:

- Świr znów zaczął kaszleć dramatycznie i chrypieć, idzie choroba. Gburka posmarkuje jej w takt.
- Niezaradna, jak najbardziej, popiera WOŚP i nie musiała do tego widzieć swych dzieci w inkubatorze z serduszkiem. Starczyło, jak badali im słuch przesiewowo po narodzinach, a w zasadzie to i wcześniej nie była przeciw. A mimo to musiała mocno się wahać, czy ma co dać w łapska Dwójki, by mogli zostać zaserdeuszkowani.
- Odbyła godzinną rozmowę telefoniczną z pewną znajomą z Niereala. Po pierwsze, rozmawiać przez telefon nie cierpi. W kontakcie telefonicznym z tą znajomą już wcześniej odkryła, że pokrewnymi duszami są tylko w Nierealu. I że znajoma lubi gadać non stop. I że to nudna osoba jest. A powieść rzeka znajomej z minionego dziś traktowała o guzach tarczycy. Niezaradna jest niezaimpregnowana na szczegóły z wnętrz organizmu i prawie zemdlała. Nudziła się setnie, ucho jej płonęło i traciła czas. Wie, że znajoma ją lubi, w Nierealu Niezaradna też ją lubi. Jeszcze będą telefony, jeszcze będą. Niezaradna nie lubi palić mostów i nie rzuci: nudzisz mnie, cześć. Cholera no.
- Odbyła za to znikomą ilość rozmów z Jeszcze Mężem. Poprzedniego wieczoru jej podpadł, a okoliczności i tak sprzyjały separacji z powodów nienacechowanych emocjonalnie. Dziś w większości go nie było, bo bawił się w tanie zabawy, które kochają duże dzieci. Niezaradna sprzeda tu kiedyś jakieś patenty na takie zabawy. Jak wrócił, znów się spięli. Potem Niezaradna miała zajęcie. Jeszcze Mąż miał zajęcie. Wieczór spędzili obok siebie, bez siebie. W pewnym momencie korespondowali na fejsie nawet. Przyjaźnie, przyjaźnie. Siedząc w odległości 5 cm od siebie.
- Tanie paluszki rybne nie są dobre. Są ohydne. Całkiem drogie kopytka z Biedronki nie są dobre. Niezaradna nie zdążyła obiadu zrobić inaczej, ten jawić się miał luksusowo. Surówka była bez zarzutu, poza chemią w warzywach. Kopytka były paskudne. Po tanich paluszkach rybnych Niezaradna długo ścierała posmak oleju piernikami. A w piekarniku, w którym piekły się paluszki, zwędziła się jakaś chusteczka higieniczna, która tak JAKOŚ zabłądziła. Syf, niesmak, radość, że dwójka tym razem nie chciała paluszków rybnych. Cena za niedzielę wyemancypowaną i wolną od obiadu u rodziców Niezaradnej lub Jeszcze Męża.
- Zajęć rozrywkowych nie odnotowano. Wszystko wypełniło wklepywanie tysiąca opisów portek dresowych, kurtek rozmiar 92, bluzek, sweterków. Wszystko dla przyciągnięcia klienta. Praca wielogodzinna z dwóch dni weekendowych. Niezaradnej nie stać na spakowanie zbyt małych ciuszków w wory i wydanie do MOPS-u, domu dziecka, dla ofiar katastrof. Niezaradnej jest potrzebna ta... stówa? Chyba zbyt optymistycznie...

Do budzenia rannego 5 godzin, 1 minuta. Świr kaszle. Ale to jeszcze tylko kaszel nocny, jeszcze tylko tyle.
Niezaradna idzie się myć. Spędzi w łazience pół godziny nad książką, bo nie będzie się mogła oderwać.

Prześpi około 4 godzin. Weekend minął.

niedziela, 12 stycznia 2014

Bieda jest cholernie upierdliwa...

    Zwłaszcza dla kogoś, kto ma wyrzuty sumienia, że przez pół miesiąca nie zdobył się na robotę i wie, że teraz musi to nadrobić, bo stanie się niezbyt dobrze. Taki ktoś podejmuje desperackie próby udowodnienia, że teraz zadziała, walnie ze wszystkich stron, impetem mocy oszołomi i coś się zmieni.

    Filmy puszczane przed zaśnięciem pod powiekami dobierane są ze skrajnego repertuaru. A to dno, puste garnki, no ale przede wszystkim utrata przedszkola, do którego raz po raz, w przerwach między chorowaniem, uczęszcza dwójka. A to znów pełne iście propagandowej mocy dynamiczne obrazy czynów i efektów, efektów...

   Takie huśtawki nastrojów w końcu muszą się odbić na człowieku. Nawet na Niezaradnej, która dziś ogarniała zwały odzieży dziecięcej. Segregowała, fotografowała, notowała, mierzyła. Cały dzień zszedł.

   Wieczór zasłużonego odpoczynku nie nadszedł. Trzeba było zasiąść nad komputerem. Zdjęcia zrzucić. Udostępnić do albumu googlowskiego, żeby potem dalej przemieszczać. Cel finalny - wątek w pewnym zaprzyjaźnionym miejscu, gdzie coś kupią. A w zasadzie cztery, pięć wątków. Ale to jeszcze daleko.

   Jest trzecia w nocy. Niezaradna kończy robotę. Jutro to samo od nowa, na rzecz zaniedbania innych spraw.

   Świrus ma za krótkie rękawki u bluzek. Nogawki u dresów. Niezaradna ma pustkę na koncie.

   Aktywność noworoczną można uznać za zainicjowaną.

 

sobota, 11 stycznia 2014

Bilans zysków i strat...

     ... wypada często na niekorzyść tych pierwszych w tym Nowym Roku, niestety. Ratowanie małżeństwa z Jeszcze Mężem jest atrakcyjniejsze od najbardziej dziwacznych nawet sposobów zarabiania Niezaradnej. Wciąga.

    Jeżeli dojdzie do tego kryzys laptopowy, który dotknął wczoraj Niezaradną, niemożliwym staje się już nawet markowanie zarabiania. Niezaradna nie jest w stanie zawładnąć nieprzyjaznym urządzeniem wielkości znaczka pocztowego. W efekcie mając pustą chatę i rewelacyjne warunki do pracy, przez kilka godzin robi... coś. Trudno określić co. Ale wedle normy Johna Lennona należy to zakwalifikować jako marnotrawienie czasu. By stało się to mniej wyraziste, Niezaradna idzie wreszcie w kimono, uprzednio postanawiając, że na pewno popracuje wieczorem. I w nocy. Aż do ranka białego. Tak.

     O potęgo wyrzutów sumienia. Potrafisz góry przenosić, choć nie masz na imię wiara. Ale nie potrafisz zmusić do roboty Niezaradnej, gdy wpadnie w letarg. Wszystko przez te święta. Wszystko przez ten laptop. Wszystko przez tą chorobę. I antybiotyki też są winne.

     Niezaradna nie zarobiła w tym miesiącu jeszcze ani grosza. Chyba że na plus zaliczyć złotówkę, którą dziś na przedszkolnym spacerze znalazła Gburka i jak zwykle w takim przypadku podarowała komuś z rodziców. Wie, jak mają mało pieniędzy. Dziecko biedoodporne i empatyczne.

     Jeżeli Niezaradna pójdzie dalej tą drogą, jedynymi zyskami w styczniu będą ewentualne prezenty, które otrzyma na imieniny. Wie, że otrzyma, ufa, że w gotówce. Niezaradna jest żałosną osobą w wieku niestosownym na otrzymywanie gotówki od rodziców. Od teściów. Ciotek. Rada ją jednak otrzymuje. A jeżeli nie - wyszukane prezenty idą w dobre ręce, służą jako prezentowy puchar przechodni albo wystawia się je na allegro, zaprzyjaźnionych forach, obwozi po babskich spotkaniach wymiankowych. Jak jest bieda, nie trzeba udawać, że się ma domowe spa. I spijać herbat angielskich w blasku świec z wosku jakości deluxe.

     Drodzy Czytelnicy, których wykrywa statystyka tego bloga. Gdziekolwiek jesteście - czasem jest taka sytuacja, że trzeba brać. To nie jest deluxe. Bywa parszywe. I jest trudną sztuką. Bieda kształci, chcecie tego czy nie.

     By nie było parszywie, Niezaradna czyta w biegu książki niezawodne. Pewniaki.

   

piątek, 10 stycznia 2014

Niezaradna miota się w rozpaczy...

    ... nad swym laptopem ukochanym. Laptop jest wiekowy, kupiony z drugiej ręki  i śmiało można go nazwać laptopem stacjonarnym, albowiem bez kabla nie działa. Bateria padła już lata temu. Ale w laptopie jest Niezaradnej chleb i cukierki, udręka i ekstaza. To tu Niezaradna zarabia, rozrywki zażywa i wywala bebechy.

    Cóż pocznie Niezaradna bez laptopa? Nie wejdzie na milion poczt zaspamowanych, służbowych, tajnych i mniej tajnych, prawdziwych i fałszywych. Hasła, klucze, obrazki... wszystko w czort pójdzie wraz z TYM laptopem. Niezaradna drży jak listek i wścieka jak harpia. Perspektywę na twórczy w pracy i rozrywkowy w finale wieczór diabli wzięli.

    Niezaradna kocha Gburkę i Świra. Ale kocha siebie też. I czas, gdy Czeladka spać idzie. A Ona działa dla siebie, dla siebie, dla siebie...

    Wszystko w czort z awarią sieci w TYM laptopie.

    Kurwa mać.


    Aby nie było, że wpis bez porady. Porada brzmi tak: nie przywiązujcie się do jednego kompa, drogie dziatki. Działajcie na wielu, będąc władcami swych haseł. Precz z ich menadżerami! Zamykają drzwi do przyjemnego i pracowitego wieczoru przy innym komputerze. Taka ich mać.

 

czwartek, 9 stycznia 2014

Nie i jeszcze raz nie!

    To nie rady będą. Ostrzeżenia będą. Przestrogi.

   Okupić ten nieczytany przez nikogo blog zdrowiem, gdy się go w entuzjazmie dzikim zakładało marznąc do godzin porannych?

   Nie idźcie tą drogą.

   Oszczędzać na lekach i skąpo aspiryny i innych grypoleków zażywać?

   Nie idźcie tą drogą.

   Gdy już cud polepszenia po miesiącu przyniosą inhalacje, zaserwować sobie zimne piwka zamiast aspiryny na noc?

   Nie idźcie tą drogą.

   Gdy wreszcie nieuchronność zażycia antybiotyku stanie się faktem, nie szukać tańszych zamienników i zabulić 30 zł za to, co Jeszcze Mąż kupił za 7?

   Nie idźcie tą drogą.


  Oczywiście Niezaradna przetarła każdy z tych szlaków, by naprawdę wbić sobie do łba to, co oczywiste. Ale czy to się dość wbiło?

  Hmm...



wtorek, 7 stycznia 2014

Czas dobrze i źle zainwestowany... wpis, co motto ma


Rzekł człowiek genialny. Genialny, jak się okazuje nie tylko w utworze "Imagine". Zatem dziś o tym, co sądzić o tym, co Niezaradna czyniła ostatnio. Czyli że nieregularnie pisała. I o czymś jeszcze. Ale po kolei. 


     Ratowanie małżeństwa z Jeszcze Mężem, które zdaje się być (i jest) bardziej opłacalne, niż wszelkie możliwe zarobki Niezaradnej... Zatem wieczory spędzone zamiast nad robotą przed ekranem, z którego spijali łapczywie mroczne treści "Breaking bad", należy uznać za świetną inwestycję. Zwłaszcza jeśli uwzględni się ilość przegadanego intensywnie czasu. I to przegadanie nie dotyczyło tego, co kupić, jakie lekarstwa się skończyły. I jak zachowywała się Gburka, i nad czym pastwił się Świr. 
       
       Wyprawę do znajomej ze Stosunkami i Głosem w Wiosze w celu orientacyjno-poznawczym (pomoże złapać robotę? da ją, bo ma? pchnie, gdzie trzeba?) śmiało można uznać za czas zmarnowany. Chyba, że za korzyść uznać wiedzę, co to jest "zespół kociego płaczu" i półtorej godziny obserwacji, jak można serdecznie i ciepło przekazać: a idź sobie w czorty i nie zwracaj mi gitary. 

        Nie marnujcie czasu, Czytelnicy potencjalni. Czas to pieniądz. Że już o tym było? I co z tego? To święta prawda, banał prawdomówny. No a dla Was też plusik, jeśli pilnie czytacie. W końcu zaczną się tu pojawiać cenne rady, jak przetrwać biedę i nie stracić pogody ducha.

           Nawet wtedy, gdy luksusowa znajoma ze Stosunkami I Głosem zacznie Wam narzekać z bezrobotną twarz, jak jej się ciężko wiedzie. 


sobota, 4 stycznia 2014

Nocne bolero...

   Niezaradna zakończyła jałowy wieczór, podczas którego miała ruszyć z zachwaszczoną podczas przerwy świątecznej robotą. Przerwę świąteczną Niezaradna wyznaczyła sobie sama i nie bez celu. Pilniejszą robotą było zlecenie ratowania życia małżeńskiego. Z punktu widzenia ekonomii będzie to bowiem bardziej opłacalne niż zarobienie freelancerką podczas tego okresu... stu złotych? Tak, przy dobrych wiatrach tyle zapewne dałoby się zarobić.

   Rzecz w tym, że ta inwestycja wiąże się jednak z kosztami eksploatacyjnymi. A w związku z powiększającym się zasobem akcesoriów sytuacja bywa nieraz dramatyczna i dlatego Niezaradna pracować musi. Jak się da. Zatem pracuje. Zwykle. Dziś tylko udawała, że pracuje i nie udało jej się to tego przekonać samej siebie.

  Jednocześnie nie przeżyła niczego przyjemnego tego wieczoru, zatem teraz nasłuchuje melancholijnego bolera nocnego, które wydobywają z siebie po kolei trzy nocne instrumenty. Pierwsze jest poświstywanie przez nos wiecznie zakatarzonej Gburki. Raz po raz dołącza się pokasływanie Świrusa. Niepostrzeżenie zaczyna poświstywać Jeszcze Mąż, zaraz jednak ten instrument wejdzie z mocniejszym akcentem i pokaże swą pełną moc, zagłuszając wszystkie pozostałe. Nie sprosta mu nawet czwarty członek orkiestry, zmywarka, która będzie dla całości tłem.

   Zmywarkę opłaca się mieć, Czytelnicy szukający tu porad.

   Niezaradna tę inwestycję Wam poleca. Zaoszczędzicie na wodzie i czasie. A czas to pieniądz, powie Wam to każdy, kto się dorabia. Niezaradna nie dorabia się, Niezaradna udaje, że zarabia. I jest mistrzynią w marnowaniu czasu, zatem ma świadomość, że dziś pewnie straciła jakieś tam pieniądze potencjalne.

   Ale bolera posłuchajcie sobie innego. Ten, kto je stworzył, nie marnował czasu. Cześć jego pamięci!


 

czwartek, 2 stycznia 2014