niedziela, 12 stycznia 2014

Bieda jest cholernie upierdliwa...

    Zwłaszcza dla kogoś, kto ma wyrzuty sumienia, że przez pół miesiąca nie zdobył się na robotę i wie, że teraz musi to nadrobić, bo stanie się niezbyt dobrze. Taki ktoś podejmuje desperackie próby udowodnienia, że teraz zadziała, walnie ze wszystkich stron, impetem mocy oszołomi i coś się zmieni.

    Filmy puszczane przed zaśnięciem pod powiekami dobierane są ze skrajnego repertuaru. A to dno, puste garnki, no ale przede wszystkim utrata przedszkola, do którego raz po raz, w przerwach między chorowaniem, uczęszcza dwójka. A to znów pełne iście propagandowej mocy dynamiczne obrazy czynów i efektów, efektów...

   Takie huśtawki nastrojów w końcu muszą się odbić na człowieku. Nawet na Niezaradnej, która dziś ogarniała zwały odzieży dziecięcej. Segregowała, fotografowała, notowała, mierzyła. Cały dzień zszedł.

   Wieczór zasłużonego odpoczynku nie nadszedł. Trzeba było zasiąść nad komputerem. Zdjęcia zrzucić. Udostępnić do albumu googlowskiego, żeby potem dalej przemieszczać. Cel finalny - wątek w pewnym zaprzyjaźnionym miejscu, gdzie coś kupią. A w zasadzie cztery, pięć wątków. Ale to jeszcze daleko.

   Jest trzecia w nocy. Niezaradna kończy robotę. Jutro to samo od nowa, na rzecz zaniedbania innych spraw.

   Świrus ma za krótkie rękawki u bluzek. Nogawki u dresów. Niezaradna ma pustkę na koncie.

   Aktywność noworoczną można uznać za zainicjowaną.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz