wtorek, 11 lutego 2014

Telefony, telefony... bleee...

   Niezaradna w ogóle nie lubi gadać przez telefon. Są wyjątki, jasne. Ale to wyjątki, na ogół nie lubi. Są telefony, które trzeba wykonać, a perspektywa tego jest w stanie spierdolić cały dzień.

   Dziś Niezaradną zbudził telefon Jeszcze Męża. Nim otarła sen z oczu, Jeszcze Mąż nakazał jej zadzwonić do jednego z kolegów, który zasiada we władzach miejskich. Pamiętacie o paradoksie polegającym na tym, że gołodupcy będący bohaterami tego bloga mają masę nadzianej rodziny? To dodajcie sobie kolejny: Niezaradna ma dwóch serdecznych kolegów we władzach miasta. Jeden jest v-ce starostą, a drugi v-ce prezydentem. Obydwaj lubią Niezaradną. I obydwaj nic dla Niezaradnej nie umieją/nie mogą/nie chcą znaleźć w kwestii jej pracy.

   Do kolegi ze starostwa Jeszcze Mąż nakazał zadzwonić swej żonie od razu, rano. Są podobno powody. Niezaradna zaczęła czuć ból brzucha nim zaczęła rozmowę. Nie ma bowiem dla niej nic bardziej znienawidzonego w rozmowach telefonicznych niż te, które wykonuje się, by o coś prosić. A audiencję. O pamięć. I inne takie. Wszystko, co biedak od v-ce starosty wyprosić może. Zwłaszcza, że jest gotów na wszystko.

   Telefon? W ustach sucho, brzuch boli mocniej, choć przecież to tylko on, kolega... Nie odbiera telefonu, włącza się automatyczna sekretarka. Przecież on pracuje, no jasne.

   Tymczasem następuje reorganizacja w jednym z urzędów, szykują się roszady, tylko trzeba mieć plecy, plecy...  Niezaradna nie może przegapić takiej okazji.

  Trzy godziny później kolejny telefon. Znów sekretarka, tym razem Niezaradna się nagrywa. Ale potem i tak nie doczeka się rozmowy z kolegą-v-ce. Będzie dzwonić ostatni raz wieczorem i to będzie naprawdę ostatnio raz. Na ten dzień...

   Jutro kolejny dzień, kolejne telefony. Niezaradnej już niedobrze. Wdzięczyć się, zagajać naokrągło, kiwać głową ze zrozumieniem.... Niezaradnej niedobrze.

   Bieda niewiele ma wspólnego z poczuciem godności. A to przez telefon, a to na żywo, ktoś depcze na Waszą godność, czasem boli mocniej, czasem mniej. Trzymajcie twarz, trzymajcie twarz, trzymajcie twarz.

   Jutro nowe telefony.



 .


 

4 komentarze:

  1. Doskonale Cię rozumiem. Ja też nie znoszę prosić o pomoc. Zawsze czuję się jak jakiś dupotruj, mimo że sama zwykle pomagam chętnie.
    Trzymam kciuki, byś się dodzwoniła i aby "kolega" okazał się dobrym kumplem a nie tylko znajomym ważniakiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolega chyba jednak ma bardziej i mnie prywatny telefon ;). Bo ten, który ja atakuję od dwóch dni, milczy jak zaklęty.

    Niestety, nie spocznę. Będę świergotać, śmiać się i lekkim tonem zagajać. Wszystko, by ukryć narastającą desperację. Za co zapłacę przedszkole w przyszłym miesiącu? W lutym bieda w wydaniu hard...

    Telefon parzy, ale będzie używany.

    OdpowiedzUsuń
  3. tylko to cv też wyślij, żeby kolega, jak już odbierze telefon, miał co popchnąć :)
    życzę wytrwałości :)
    Agnes

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Agnes. CV drogi kolega, którego zapewne już jutro utracę, ma w swoim osobistym komputerze. I na wszelki wypadek w komputerze żony.

    Moją sprawę w osobistej pamięci. Którą jednak chyba nieco trzeba przewietrzyć.

    Co to będzie, co to będzie...

    OdpowiedzUsuń