Do rzeczy: czy to On dał się sprowokować, czy to fakt, że Niezaradna zapaliła ostatnio diabłu ogarek zaczął już działać - cholera wie. Cholera - nie czort, ani licho. Niech będzie neutralnie.
Policzmy dni od ogarka dla diabła. Wyglądał on tak:
... i Niezaradna puściła go w fejs w środę, 19-tego. Czyli kasa powinna spaść na nią dopiero w niedzielę. No, ewentualnie w poniedziałek. Raczej postawmy na to drugie. Chyba, że to On i na nic liczenie dni.
W każdym razie coś zaczęło się dziać w piątek. Miniony od prawie dwóch godzin.
Niezaradna, jak zwykle padła nad kompem odsypiając nocne posiedzenia nad kompem. Ocknęła się z przerażeniem na 15 minut przed wybiegnięciem po Dwójkę do przedszkola. Ogarnęła makijaż twarzy ochlapując się zimną wodą (brak makijażu to nielicha oszczędność czasu i kasy). Kurtka zimowa do czyszczenia w torbę (jasny beż zimą - nigdy więcej - kurewsko nieoszczędne), klucz, buty, bieg. Przytomniejąc i biegnąc (późno, kurwa, późnoooo) już na ulicy usłyszała, że dzwoni jej telefon.
- Dzwonię z wydawnictwa...sszzzzzzzzzzzzzz... - głos poważnego pana. Taaaa. Niezaradna zmełła w ustach przekleństwo. Znów. - sszzzzzzzzzzzzzz... pani... w rekrutacji...
- Tak? - Niezaradnej błysnęła lampka w głowie. I nieważne, że nie rozpoznała jaka. Wysłała w końcu aplikacje do niezliczonej liczby wydawnictw. - Tak?
- Pani zgłosiła... sszzzzz... rekrutacji - Pana nadal zagłuszała ulica i dyszenie Niezaradnej, która w końcu biegła. Ale i tak słychać było, że się z lekka uraził. - Mogę... kilka minut...sszzzzzzz... pytań zadać.
- Taaak - wydyszała w słuchawkę Niezaradna z rozpaczą - ale, proszę pana... To ważna dla mnie rozmowa, a ja biegnę do przedszkola... po dzieci... Możemy tę rozmowę... przesunąć... powiedzmy za dwie godziny?
- Nie - stanowczość i uraza w tonie pana wzrosły - do każdego dzwonimy tylko raz.
Kurwa, kurwa, Niezaradna przystanęła. I usłyszała:
- Co to jest przyimek?
- Część mowy - powiedziała stanowczo Niezaradna starając się zyskać na czasie - część mowy, nie zdania! - a potem już poszła improwizacją kończąc mało błyskotliwie - ja wiem, że to nie jest definicja słownikowa, ale rozpoznaję przyimki...
A pan poleciał dalej. Ze swymi dziesięcioma pytaniami. Teoretycznymi, praktycznymi. Gęsto przetykanymi ssszzzzzzzzumami samochodów z ulicy. W pewnym momencie Niezaradna starała się przed tymi szumami ukryć w bramie, ale po wejściu w nią okazało się, że jeszcze gorzej szumi w niej z pobliskiego sklepu. Jakaś klimatyzacja albo coś. W Dziurze klimatyzacja? Czyli raczej coś.
Pan powtarzał pytania i po pięć razy uwzględniając sytuację, ale Niezaradna i tak odnosiła wrażenie, że większości nie rozumie. Gdy doszło do ostatniego i zabłyszczała nie tylko rozpoznaniem, ale i nazwaniem po imieniu tautologii, poczuła tylko ulgę, że wreszcie. Oddać tę cholerną kurtkę i biec po Dwójkę. I pieprzyć, że pewnie w ten sposób straciła bezpowrotnie szansę na pracę w wydawnictwie... jakimś. Które zadzwoni, jeżeli przeszła do dalszego etapu rekrutacji. Nie wierzyła w pierwszy, zatem nie ruszy jej brak kolejnego.
Jeszcze Mąż, usłyszawszy w domu całą historię, stwierdził, że pachnie mu ona jakąś ściemą. Tu Niezaradna uświadomiła sobie, że z reguły rekrutacja na - korektorów? redaktorów? - chyba raczej inaczej. Tak.
Ale kto wie. Wbrew ponuractwu całego dziennika, Niezaradna wierzy czasem, że jeszcze stanie ze słońcem twarzą w twarz. Z wypracowanym przez lata posuchy sceptycyzmem zastanawia się czasem tylko, czy nie będzie już wtedy ślepa, jak biedny Łysek z pokładu Idy. Ale na razie czeka.
Co za burak! Chyba nigdy się nigdzie nie spieszył (śpieszył? - nie traktuj tego jak 11 pytanie:))
OdpowiedzUsuńWierzę, że byłaś dobra i będzie drugi etap.
Drugi, jeszcze bardziej stresujący? Az nie wiem, czy chcę...
UsuńA w tym znaczeniu słowa, którego Ty użyłaś, śpieszyć :). Spieszyć przez s też jest. Poczytasz np. tu:
http://www.polszczyzna.fora.pl/blad-czy-nie-blad,9/spieszyc-czy-spieszyc,445.html