środa, 19 marca 2014

Licencja na dramat tylko dla gołodupnych, cz. 3

   Do rzeczy, jest bowiem godzina 2:40.

   Do rzeczy, zaczniemy nieco od rzeczy.

   Gdyby to był film, ujrzelibyście teraz skrót dnia, który nastąpił po akcie III. Wypełniłoby tę relację parę rzutów reporterskich na wizytę u Jej rodziców, podczas której On rzucał ESD* w jej stronę, napotykając początkowo zdumienie, stopniowo akceptację, by nie rzec starannie kamuflowaną przychylność. Następnie byłaby migawka ze sklepu Biedronka, gdzie Ona stałaby przy kasie z Dwójką, a On marudziłby jeszcze gdzieś na tyłach sklepu. Ale nie jest to film, zatem wystarczy Wam, że zaczyna się...


AKT IV

   Na stole przykuwa uwagę pęk żółtych żonkili, których jeszcze nie było tu rano. Warto zaznaczyć, że obecność owych żonkili jest starannie ignorowana przez oboje bohaterów prawie przez cały czas trwania aktu. 

   Ona siedzi przy stole, przed nią laptop. Minę ma naburmuszoną i cierpiącą - rzut kamery na ekran laptopa: strona sendid, wyślij paczkę. Kamera wędruje do kuchni, tam siedzi On z miną naburmuszoną. Najwyraźniej, jeżeli w ciągu dnia skłonni byli posyłać sobie ESD, teraz są od tego odlegli jak Dziura od Abu Zabi. 
   
   Znów rzut na ekran laptopa cierpiącej nad nim Onej. Widać, jak wypełnia Ona kolejne pola formularza. Raz. Drugi. Trzeci. Fyfanasty. Wszystkie pola po kolei. Na dole ekranu widnieje ciągle: Wypełnij wszystkie pola formularza. Po ich uzupełnieniu i zaakceptowaniu pokaże się wycena przesyłki.


    Ona: Kurwa mać!

   Tę kwestię powtarza jeszcze jakieś 7 razy nim ruszy po Niego do kuchni.

    Ona: Słuchaj, możesz mi pomóc?
    On: Co jest?
    Ona: Ja już nie wiem, co z tym gównem. Sam zobacz, ja wszystko wypełniam...
    On: Tu? (siada przy laptopie).

    Teraz On wykonuje dokładnie te same czynności, które wcześniej Ją pochłaniały. Towarzyszy Mu akompaniament Jej regularnych: No ja też tak robiłam. No tu właśnie. No tak, tu się wklepuje. No i o co chodzi? Bo i jemu ukazuje się tylko: Wypełnij wszystkie pola formularza. Po ich uzupełnieniu i zaakceptowaniu pokaże się wycena przesyłki..  

    Trwa to czas jakiś jeszcze. W międzyczasie włącza się w tle utwór Kate Bush "Breathing". Który zresztą snuje się przez cały czas trwania tego najbardziej chyba dramatycznego aktu. 

   Dla ułatwienia życia Czytelników: 




    


    On (nagle): A zauważyłaś, że jak się tu najedzie, podświetla się coś o palecie?
    Ona: ??? (znów wytrzeszcz oczu)
    On: Dobra, spróbujmy wybrać wysyłkę palety...

    Widzimy, jak bacznie wpatrują się oboje w ekran, po czym odskakują zgodnie i patrzą na siebie z przerażeniem. Rzut kamery na dół ekranu: cena wysyłki: 130 zł.

     Ona: Nie, mowy nie ma... Ja policzyłam za przesyłkę 50 złotych...
     On: ???
     Ona: No tak, dwie paczki... najtaniej wysłane... wyszło mi, że 50 starczy spokojnie...
     On: Co teraz? Będziemy musieli rozwalić tę paczkę? I co dalej?

     Rzut kamery na paczkę spakowaną w akcie II. Oni oboje patrzą na nią z rozpaczą dłuższą chwilę. 

     Ona: Słuchaj... zmniejszymy ją. Pamiętasz, nam zostało w niej jeszcze miejsce, dokładaliśmy do niej na siłę, bo chcieliśmy pierwszy karton szybko mieć z głowy...
     On: Tam zostało miejsce?
     Ona: No. Zetniemy ten karton z góry, nie będziemy przecież wszystkiego od nowa robić... Nie po takim  czasie roboty...
      On: Okej.

      Przystępują do czynu. Naciepielone taśmy klejące zostają zerwane, sznurki przecięte, wreszcie On rozpruwa pakę. Rzeczywiście jest w niej jeszcze sporo miejsca do wykorzystania, zatem można przystąpić do procesu zmniejszania paczki. On sprawdza jeszcze, jakie wymogi musi spełniać paczka, aby być paczką i nie puścić naiwniaków z torbami. Wychodzi na to, że przekroczyli wymagane gabaryty o 7 cm. 

      Bułka z masłem! I zaczynają działać w kierunku reorganizacji paczki kwalifikującej się na paletę za 230 zł, Idzie im całkiem sprawnie i...


     Drodzy Czytelnicy. 4:32. Tu Niezaradna obudziła się na nad laptopem i przeraziła.

     Jutro, jak tylko najszybciej się da, wpis ów zostanie edytowany, byście poznali wreszcie finał tej historii. Teraz... Niezaradnej już tu nie ma. Nie ma!

   
............................................................................................................................................................

* ESD - Eksperymentalny Sygnał Dobra. Wyrażony najczęściej uśmiechem i posyłany w stronę osoby, która na pewno się takowego nie spodziewa. Źródła pomysłu szukać u: Małgorzata Musierowicz, Kwiat kalafiora. Wydawnictwa Niezaradna nie przywoła, bo ktoś tę książkę od niej pożyczył na wieki wieków amen. Co jest równie chamskie, jak zrozumiałe, bo książka jest rewelacyjna. 
   


      

 

11 komentarzy:

  1. Akcik z rana, jak śmietana :) dzień dobry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko żeby cały był, cały... A on ni w cholerę nieskończony...

      Usuń
  2. Umiesz budować napięcie kobieto:) Tylko co to jest ESD?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napięcie niechcący, słowo. A ESD - się wyjaśni :).

      Usuń
    2. A ja wiem :) chyba, że to jednak nie to, co myślę ;) Nawet sama wczoraj koment dawałam na ten temat. Ale mały świat...

      Usuń
  3. czyli jednak to, co myślałam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpis miał być uzupełniony i edytowany! Foch!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź nie mów, że nie edytowałam i nie uzupełniłam! A że nie dokończyłam... to zrobiłam to osobno :).

      Usuń
  5. "za pięć dwunasta" phi!
    w dzień miało być! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ten sam. Jak w pysk strzelił. Weź się nie czepiaj, ej!

      Usuń