Niezaradnej nie uszły na sucho jej niepokorne zabawy lutowe.
Na filmach jest tak, że bohaterka sprzeciwia się uciskowi i niesprawiedliwości. Rzuca gorzką prawdą w twarz tego niecnego. I wychodzi pośród gromkich braw zebranych tłumów. W życiu jest tak, że nikt braw nie bije, no bo kto miałby być zainteresowany. Tryumf jest krótki, a pamięć szefa o zszarganej dumie dłuuuuga.
Szefostwo Niezaradnej też nie zapomniało. I strzeliło zza węgła. Tak bezmyślnie, że samo mogło oberwać rykoszetem, ale co tam. Na pewno było fajnie strzelić. Niezaradna musiała poświęcić wieczór na odkręcanie, przekręcanie i wykręcanie. A potem znów na naprostowanie stosunków z szefową.
Która chyba tym razem na dłużej została zdruzgotana brakiem ambicji Niezaradnej, by aspirować. Wyżej. Wyżej. Tak wysoko, że ze swej Dziury Niezaradna i tak nie dosięgnie, ale zaszczytem dla niej jest choć się otrzeć.
Tylko, że Niezaradna ma to dupie. I jedyne, co ją naprawdę obeszło tego wieczoru to fakt, że straciła mnóstwo czasu. Który można było poświęcić na uczciwą spamerską robotę. Albo na łowienie Klientów, z którymi Niezaradna jakoś dogaduje się lepiej niż z tymi ze szczytów Zaszczytów.
Albo na pogadanie z Jeszcze Mężem, z którym miło się gada, jak się gada. Albo na zapełnianie fejsa muzyką.
Nic z tego.
Karma popielcowa dopełniła się.
W życiu nic nie wygląda tak jak w filmach. Upadki w komediach są zwykle zabawne, a w życiu po prostu bolesne. Rozpacz w melodramatach jakaś taka bardziej poetycka niż w rzeczywistości. A już gromkie brawa w prawdziwym życiu? To chyba tylko w teatrze.
OdpowiedzUsuńZdarzają się, zdarzają. Kiedyś, gdzieś... Pamiętam...
UsuńA jeżeli kiedyś, gdzieś i mało co pamięta się... bije się sobie samemu brawo. Codziennie. Codziennie. Jak pacierz. Albo lepiej.