środa, 5 marca 2014

Marzec? Bóg? Kominiarz? cholera wie...

    Licho wie, który z powyższych to sprawił, ale kimkolwiek by on był - yes, yes, yes!, jak wołał pewien bankrut polityczny.

   Stało się. We wtorek, około godziny 14-tej czasu środkowoeuropejskiego, na oczach ponuro gapiącej się w ekran Niezaradnej, ktoś trzy minuty przed finałem kliknął.

   I zakupił wyrka z aukcji desperatki!

   Niezaradna zawyła ze szczęścia, Dwójka tylko na to hasło czekała i zaczęła też wyć. Przeistoczyło się to w beznapojowe vivaty na rzecz tajemniczej persony, co zasilić ma kabzę Niezaradnej sumą 180 zł. Gburkę uniósł entuzjazm i w pewnym momencie rozległo się: Niech żyją pieniążki! A następnie: Niech żyją rachunki!

   Niezaradną nastroiło to refleksją odnośnie uświadomienia tego dziecka, ale póki co do niczego mądrego nie doszła.

   Odnośnie wreszcie zakończonej sprzedażą aukcji Niezaradna jest ostrożna. Co prawda allegrowicz ma dobrą opinię w ocenach swych exkontrahentów. Ale... Niezaradna jest sceptyczna. Minęła prawie doba, a tajemniczy dobroczyńca/dobrodziejka milczy.

   Niedobrze, niedobrze.

   Żeby też nie było zbyt bajkowo - jak już tradycja każe, w niesprzyjających warunkach rozległ się ten telefon. Przebite koło ratunkowe. Trzeci telefon, którego jak dwóch poprzednich, Niezaradna nie oczekiwała.

   Poprzez szum ulicy i nawoływania brykającej na bruku Dwójki przebił się ten urażony głos z hasłem: rekrutacja, compu, wyniki.

   Przez krótką szaloną chwilę Niezaradna roiła sobie, że marzec gruchnął się z nienaturalną obfitością dóbr.
Zaraz potem jednak rozległo się: niestety, za słabo pani wypadła. Nie i nie...

  Nasłuchując wytrwale Niezaradna skonstatowała, że fachowo wypadła ok, ale megalomania włodarzy wydawnictwa została zadrażniona stanowczo zbyt mocno. Ta wiadomość sprawiła, że gdy dziękowała panu poważnemu za telefon, w jej głosie ów wyłapał jakieś niepokojące nuty. Upewnił się zatem, że dobrze zrozumiała jego przekaz. Rozmowę zakończono w ciągle niedowierzającym zdziwieniu pana. A Niezaradna doszła do wniosku, że nigdy jeszcze nie otrzymała tak zabawnej odmowy. Albo zaczyna jej odbijać i sytuacje tego typu zaczęły ją bawić. Już.

   Czytelnicy gołodupni - wiedza dla Was: ONI - mityczni pracodawcy głoszący się w sieci - czasami odpowiadają. To dobra wieść na dziś.

    Ale - bywa że odpowiadają po okresie półrocznym. I przychodzą nagle, jak złodziej po nocy. Bo tak głosi Pismo.

    Czuwajcie!

    Miłego nurzania się w popiele.



 




 

2 komentarze:

  1. Wiesz co mi przyszło do głowy? Że może zadzwonili z ciekawości. No wiesz, te dwie poprzednie rozmowy + to co im naskrobałaś, musisz być sławna w wydawnictwie Compu;)
    "Niech żyją pieniążki" - chyba sobie zrobię taką tapetę na pulpit:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja tu rozsławiam Compu :) ! Nie mów, że ich nie wygooglałaś :).

      Bo ja po drugiej rozmowie musiałam. Bo zrozumiałam: konfu. I za cholerę nic mi googiel nie wykazywał. Musiałam ich znaleźć po numerze telefonu kolesia, by wiedzieć, gdzie ja mam wysłać maila (oprócz mego przesłania były tam jeszcze odpowiedzi na trzy pytania dodatkowe - pisemne). Niech żyje internetowy spis telefonów :) !

      A "niech żyją rachunki" Cię nie uwiodło :) ?

      Usuń