poniedziałek, 3 marca 2014

Jej kolejny pierwszy raz...

   Niedziela. Dzień boży. W końcu nawet taka wykolejona katoliczka jak Niezaradna wyląduje w kościele. Zwykle ma problemy ze skupieniem, zwłaszcza jak ma ze sobą Dwójkę. Ale dziś Dwójka została ze swym pogańskim ojcem na spacerze, Niezaradna mogła słuchać.

   To słuchała.

   Nie możecie służyć Bogu i Mamonie...

 Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać... Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?...

... A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą.
A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich.
Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary?


Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać?
Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie.



   Na co On w takim razie czeka, do cholery?! U Niezaradnej kulawo mocno z bojaźnią bożą, nie rzuca jeszcze do Boga kurwami w tych sporadycznych momentach, gdy na serio do Niego się zwraca. Nawet, gdy On ją wkurza rzucając przebite koła ratunkowe. Albo nie robiąc nic, choć ona naprawdę stara się stworzyć Mu okazje do cudów aplikując raz po raz gdzieś. Albo łażąc tu i ówdzie.

   Na co Ty, Boże, czekasz? Ile to ma jeszcze potrwać?

   Potem jeszcze wysłuchała kazania po wyżej przytoczonym czytaniu. I stwierdziła, że być może błądzi, bo tak naprawdę podpada pod sługusa Mamony. Przecież jeszcze ciągle mają co jeść. Co więcej, u schyłku dnia Niezaradna jest obżarta. Przeżarta. A jej idealna waga powinna wg kalkulatorów wynosić mniej niż wynosi. Przeżarła się tego dnia też i Dwójka. I Jeszcze Mąż. W ten weekend szczególnie Jeszcze Mąż, bo na froncie małżeńskim mocno się znów wychłodziło.

    Niezaradna słuchała, poddawała się refleksji, bacznie jednocześnie obcinając współwiernych. Oceniała, jak wzięli sobie do serca Słowo Boże. Już wcześniej z boleścią bowiem odkryła, że w wypełnionym kościele nie ma ani ułamka znajomej osoby, a Niezaradna potrzebowała materialnej pomocy. Natychmiast. Zaraz po wyjściu ze świątyni.

    Msza dobiegła w końcu końca.

    Niezaradna gorliwie poderwała się i ruszyła jak cień za panią w średnim wieku z dwiema córkami w wieku gimnazjalnym. Bo z nimi trzema dzieliła ławkę.

   - Przepraszam, przepraszam bardzo... Mam ogromną prośbę - jej uśmiech był przymilny, wirtulany ogonek merdał przyjaźnie, a oczy błagały z rozpaczą - Zostawiłam w domu telefon... Umówiona jestem z mężem i dziećmi w terenie i nie wiem, gdzie w tej chwili dokładnie są... Czy mogłabym odkupić od pań chwilę rozmowy?

   - My nie nosimy do kościoła telefonów! - pani odwróciła chłodne spojrzenie i ruszyła z córkami, zostawiając Niezaradną z kurewsko niefajnym odczuciem, ze musi to zrobić jeszcze raz.

    Tym razem Niezaradna taksowała dłuższą chwilę tłum, eliminując z celownika wszelkie panie w średnim i starszym wieku. Panów w średnim wieku wyeliminowała też, bo szli z niedostępnymi paniami i się już bała.

    Dwaj chłopacy w wieku studenckim wydawali się w sam raz i Niezaradna znów przylepiając uśmiech na twarz, zapodała poprzednią kwestię. Ale tym razem nie zdążyła dość do męża i dzieci w terenie, gdy rzucono jej w marszu:

   - My nie nosimy do kościoła telefonów!

    Kurewsko nabożny ludek - zgrzytnęła z rozpaczą zębami Niezaradna i smętnie skonstatowała, że przy kościele robi się pustawo. W jej portfelu walały się jeszcze smętniej 3 zł. Za mało na... kartę? żeton? Ale najbliższy automat znajdował się trzy kilometry dalej. Niedaleko domu, w którym mieszka Niezaradna i jej rodzina. I gdzie już nikogo, kto miałby odebrać telefon, nie było.

   Ruszyła zatem w kierunku, który zdawał się najbardziej oczywisty. Ku zakrystii.

   Przed zakrystią przechadzała się kobieta. Sympatyczna blondynka. Z telefonem w ręku.

   I ona już się nie mogła wyłgać. Miło i sympatycznie użyczyła Niezaradnej 20 sekund rozmowy z Jeszcze Mężem i nie kazała sobie za to zapłacić.

   Czy Niezaradna naprawdę trafiła na ludzi nabożnych nienoszących telefonu na mszę? Czy po postu na niezużytych. Bóg jeden wie.

   Z całą pewnością jednak doświadczenie nie było bardziej fajne niż inne, równie kształcące.

   Gołodupni i nie tylko Wy. Czytelnicy. Lepiej bierzcie telefon ze sobą.

   Lilia polna wygląda tak:



   A Niezaradna ma na sobie skudloną tunikę z lumpeksu. 1:0 dla lilii.

   Ale nie tylko dlatego, po wywaleniu kolejnego spamującego linka z zainfekowanych przez Niezaradną for, napisała szefowej od zleceń szemranych, że pasuje. I brakujących pięciu linków nie wklei. Bo już nie da rady.

   Oby tylko wypłacili jej 7,50. Inaczej sobotni maraton będzie nic niewart. Jak wiele lutowych przedsięwzięć w tym roku.

   

 

 

4 komentarze:

  1. O kurczę, sami pobożni i porządni Ci się trafili.
    Współczuję, ja też nie znoszę o nic prosić. Chyba mogę sobie wyobrazić jak się czułaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parszywie, oj parszywie się czułam. Zwłaszcza po pierwszej odmowie. Druga odbyła się tak błyskawicznie, że wzruszyłam ramionami tylko ;).

      Usuń
  2. Olać lilię. Olać luty!
    Marzec musi być lepszy!

    OdpowiedzUsuń